Aeroklub liczy, że rozgłos towarzyszący historii mistrzowskiego lądowania kapitana Tadeusza Wrony pomoże przekonać resort obrony do zacieśnienia współpracy i uratowania borykającego się z problemami finansowymi szybownictwa.
Gdy niemal tydzień temu kapitan Wrona mistrzowsko posadził na warszawskim Okęciu potężnego boeinga 767, któremu nie wysunęło się podwozie, został okrzyknięty narodowym bohaterem. Cała Polska usłyszała też, że w wolnych chwilach jest szybownikiem Aeroklubu Leszczyńskiego. – Tadziu lata od przeszło 30 lat. Dzięki szybowcom zyskał coś, co nazywamy czuciem powietrza. A to na pewno pomogło mu przy awaryjnym lądowaniu na Okęciu – podkreśla Mariusz Poźniak, prezes Aeroklubu Leszczyńskiego.
– Pilotowanie szybowca to często pierwszy stopień wtajemniczenia. W ten sposób szlify zdobywali późniejsi piloci samolotów cywilnych i wojskowych – wtóruje mu Włodzimierz Skalik, prezes Aeroklubu Polskiego. – Wielu z nich zresztą pozostało przy szybownictwie. Regularne loty to doskonałe uzupełnienie zajęć na symulatorze. A mają one jeszcze tę zaletę, że ich koszt jest stosunkowo niewielki.
Dlatego właśnie Aeroklub Polski chce, by w finansowanie szkolenia szybowników na stałe włączył się MON. Resort miałby też pomagać w utrzymywaniu lotnisk.
– Przygotowaliśmy projekt, którzy zamierzamy przedstawić ministrowi – mówi Skalik. W zamian aeroklub jest gotów na przykład realizować program treningowy dla pilotów wojskowych. – Podobne rozwiązania funkcjonują w wielu krajach NATO – zaznacza Skalik.