Rząd czeka kolejna trudna przeprawa ze społeczeństwem. Planowana budowa elektrowni atomowej napotyka kłopoty już na starcie. Mieszkańcy gminy, którą wytypowano jako lokalizację dla inwestycji, we wczorajszym referendum powiedzieli jej: nie.
Referendum w zachodniopomorskiej gminie Mielno wzbudziło wyjątkowe zainteresowanie. Gąski, Mielno, Sarbinowo, Chłopy i inne miejscowości od tygodnia były oplakatowane. Z witryn sklepowych i płotów krzyczały hasła: „Czarnobyl, Fukushima, Gąski" i „Stop elektrowni jądrowej". Już w południe frekwencja przekroczyła wymagane 30 proc. i było wiadomo, że większość z ponad 4 tysięcy mieszkańców tej nadbałtyckiej gminy jednoznacznie wypowie się przeciwko planom budowy u nich atomówki. – Szacuję, że skończy się na ponad 90-procentowym sprzeciwie – przewidywał Piotr Laskowski, przewodniczący mieleńskiego komitetu referendalnego. – Jeśli o coś się martwiliśmy, to o jak najwyższą frekwencję, bo ważne, by nasz protest był wymowny.
Ostatecznie – jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy – frekwencja wyniosła 57,16 proc. Przeciw budowie opowiedziało się 94,3 proc. mieszkańców, za było 5,25 proc. Oficjalne wyniki poda wójt gminy Mielno (była organizatorem referendum) dzisiaj na konferencji
Jak ustaliła „Rz", wynik referendum nie oznacza, że inwestor, PGE Elektrownie Jądrowe SA, zrezygnuje z Gąsek i będzie musiało szukać lokalizacji alternatywnej. Przeciwnie. Witold Drożdż, p. o. prezesa PGE, ubolewa, że „do protestów w Gąskach doszło jeszcze zanim zaczęły się konsultacje społeczne nad tą lokalizacją". – Głęboko wierzę, że gdy opadną emocje, pojawią się warunki do spokojnej, merytorycznej rozmowy z mieszkańcami i osiągniemy porozumienie. Ostateczne decyzje lokalizacyjne zapadną za dwa lata, mamy więc sporo czasu na debatę.
Wszystko wskazuje więc na to, że PGE będzie chciała zagrać na czas. Tym bardziej że za kilka miesięcy mają się tu rozpocząć tzw. badania środowiskowe, a za kilka tygodni potencjalni wykonawcy zaczną składać PGE swoje oferty.