„Jadą goście jadą, na parapetówę. Na stołach czekają góry półlitrówek. Julita z przejęcia cap za półlitrówkę, kazała ją sobie wlać w żyłę przez kroplówkę...". To fragment piosenki, której członkowie Zespołu Pieśni i Tańca Mazowsze muszą się teraz uczyć na pamięć. I zaśpiewać na prywatnej imprezie.
Za przyzwoleniem obecnego p.o. dyrektora Włodzimierza Izbana zespół stworzony przez Mirę Zimińską i Tadeusza Sygietyńskiego chałturzy na imprezach organizowanych na zamówienie biznesmena. I śpiewa np. „Sześć i pół hektara błota kupić naszła raz ochota Jarosława Kłapuckiego, twardy jest, więc dopiął swego. Hej wio...".
– To jest jakiś koszmar, zły sen – słyszymy od członków zespołu. – Jeszcze nigdy nie upadliśmy tak nisko.
Pierwszy taki koncert odbył się miesiąc temu w prywatnej posiadłości pod Toruniem. Artyści wystąpili w dresach, bez tradycyjnych strojów. W listopadzie ma się odbyć kolejny, tym razem w Karolinie.
Teksty piosenek, które mają być wyśpiewywane na ludową melodię, już zostały dostarczone do siedziby Mazowsza przez organizatorów.