Ponad 2 mln Polaków przebywa na stałe za granicą – wynika z opublikowanych niedawno danych Głównego Urzędu Statystycznego. W dodatku wszystko wskazuje na to, że liczba ta stale będzie się powiększać. Po masowych emigracjach najpierw hydraulików, murarzy i innych tego typu fachowców, a potem absolwentów, do grupy emigrantów dołączyli specjaliści i menedżerowie. Taki odpływ kadr wyższego szczebla, z jakim mamy do czynienia obecnie, odbije się wkrótce negatywnie na naszej gospodarce.
Drenaż mózgów
– Z jednej strony należy się cieszyć, że nasi menedżerowie tak świetnie dają sobie radę w świecie – mówi prof. Krystyna Iglicka, ekonomistka i demografka. – Do tej pory tendencja była odwrotna. To zachodni menedżerowie przyjeżdżali kierować firmami w Polsce.
Przykładem takiej kariery jest np. nowy prezes Orange Francuz Bruno Duthoit czy też Guillaume Duverdier, który 11 listopada obejmie funkcję prezesa zarządzającego w Grupie Żywiec. Zagraniczni menedżerowie cały czas mogą liczyć w naszym kraju na ciekawą pracę, bo polski rynek dopiero się kształtuje. Firmy nad Wisłą kuszą ich także wysokimi pensjami, bo ściągając fachowca zza granicy, wciąż trzeba zapłacić mu więcej niż polskiemu prezesowi.
Radość z awansu Polaków do pierwszej ligi psuje to, że z kraju wyjeżdżają najlepsze umysły. – Aby PKB szedł w górę, trzeba innowacyjnej gospodarki i ludzi. Jeśli zgodzimy się na odpływ pracowników z górnej półki, to nie będzie komu popychać tego kraju do przodu. I Polska nie będzie konkurencyjna – tłumaczy prof. Iglicka.
Z danych GUS wynika, że wśród emigrantów, którzy przebywają za granicą ponad rok, blisko sześćdziesiąt tysięcy to osoby z wyższym wykształceniem i ciągle ich przybywa. Z opublikowanego kilka dni temu przez firmę doradczą Randstad tzw. indeksu mobilności (określa gotowość do zmiany pracy w ciągu najbliższego pół roku) wynika, że dla Polski wynosi on 111 pkt i jest najwyższy w Europie. Średnia dla Unii Europejskiej to 99 pkt.