Ofiarami oszustów padają wykształcone singielki, o ugruntowanej pozycji zawodowej, którym do szczęścia brakuje tylko męża i dzieci. – Te kobiety mają wszystko: pracę, mieszkania. Teraz są gotowe na miłość i pragną jej tak bardzo, że niczego więcej nie widzą. Dlatego łatwo nimi manipulować – tłumaczy prof. Mariusz Jędrzejko, psycholog społeczny.
Mam chorą córkę...
26-letni Bartłomiej M. ze Świdnika postanowił dorobić się kosztem kobiet. Od lata 2013 r. na portalach randkowych wyszukiwał panie starsze od niego o kilka, kilkanaście lat. – Niektóre były po przejściach, pragnęły odnaleźć szczęście w miłości. Wszystkie dobrze wykształcone – mówi Renata Laszczka-Rusek z lubelskiej policji. M. łatwo nawiązywał dobre relacje z kobietami. – Umiał je czarować – opowiada policjantka. Potem prosił o wsparcie finansowe. – Mam chorą córkę, potrzebuję pieniędzy na jej leczenie. Stan dziecka się pogarsza, a ja straciłem pracę – przekonywał. Żadnej córki oczywiście nie miał.
– Swoją historię o ciężkiej chorobie z czasem modyfikował. W późniejszej wersji dziecka nie udało się uratować. A mężczyzna potrzebował pieniędzy na pochówek, na lekarza dla siebie, bo załamał się po śmierci córki – dodaje Laszczka-Rusek. M. oszukał w ten sposób co najmniej cztery kobiety. Został zatrzymany dwa tygodnie temu. Mówił, że chodziło mu wyłącznie o pieniądze. 36-letni Adam K. z Warszawy rok temu dostał przepustkę z więzienia, gdzie siedział za kradzieże. Ale wrócić za kratki mu się nie uśmiechało.
Postanowił więc pobuszować trochę na portalach randkowych. Paniom przedstawiał się jako właściciel dobrze prosperującej firmy budowlanej. – Gdy kobiety nabierały do niego zaufania, okradał je, a potem porzucał – opowiada Paweł Śledziecki, szef prokuratury na warszawskiej Pradze-Północ, która prowadzi w tej sprawie śledztwo. Amant kradł biżuterię, telefony, laptopy, pieniądze. Wpadł, bo dwie z jego ofiar zgadały się na portalu randkowym. – Stwierdziły, że jest dziwny, że wystawia kobiety do wiatru, a dodatkowo okrada – mówi śledczy. Gdy Adam K. odezwał się do jednej z tych kobiet, bo znów chciał się spotkać, ta powiadomiła policję, która urządziła zasadzkę. Mężczyzna trafił do aresztu.
Okazało się, że okradł w sumie sześć kobiet. Usłyszał zarzuty kradzieży i przywłaszczenia mienia. Część skradzionych przez niego rzeczy udało się odzyskać. Ostatnio zegarek, z którego korzystał w areszcie. Podczas przesłuchania prokurator skojarzył, że taki sam egzemplarz zaginął jednej z kobiet. Należał do jej... męża.