Z jednej strony prokuratura najpierw w spektakularny sposób zatrzymała siedmiu polskich żołnierzy, a potem sześciu z nich postawiła zarzut zabójstwa ludności cywilnej, siódmemu zaś zarzut ataku na niebroniony obiekt cywilny.
Z drugiej strony pojawiają się informacje, które te działania prokuratury zdają się podawać w wątpliwość. Przed tygodniem „Rz” ujawniła, że płk Martin Schweitzer, dowódca 4. Grupy Bojowej w Afganistanie, zaraz po tragicznym zdarzeniu zapewnił, że jest gotów przyjechać do Polski i złożyć wyjaśnienia w tej sprawie. Z kolei w ostatni poniedziałek w programie „Teraz my” w TVN żony dwóch aresztowanych żołnierzy oświadczyły, że według ich wiedzy rozkaz do ataku na Nangar Khel wydali Amerykanie. I wreszcie dzisiejsza „Rz” przynosi informację o istnieniu amerykańskiego meldunku operacyjnego z 17 sierpnia, z którego wynika, że ostrzelana dzień wcześniej przez polskich żołnierzy wieś to baza wypadowa talibów, w której dzień przed feralnym ostrzałem pojmano dwóch bojowników.
Co na to wszystko prokuratorzy? Dlaczego przez tak wiele tygodni – od połowy sierpnia do połowy listopada – zwlekali z podjęciem stanowczych działań w tej sprawie, a później postąpili aż tak (przesadnie?) zdecydowanie? Dlaczego do tej pory nie przyjęli wyjaśnień od płk. Schweitzera? Ba, dlaczego nie zadali sobie trudu zbadania, co o tragedii w Nangar Khel wiedzą amerykańscy wojskowi i co na ten temat znajduje się w archiwum armii USA? I czy teraz, po ujawnieniu przez „Rz” istnienia amerykańskiego meldunku o Nangar Khel, prokuratorzy wystąpią do Amerykanów o udostępnienie tego i innych dokumentów?
Polskim żołnierzom należy się przecież nie tylko sprawiedliwy osąd sądu, ale także prokuratury.