Mimo to Kamiński z rozmów z posłami był zadowolony. Spotkanie ocenił jako dobre i merytoryczne. Przyznał, że mógł przedstawić swoją wersję wydarzeń, różną od tego, co mówił premier. – Być może są osoby w tym państwie, które chcą zrobić ze mnie przestępcę i kłamcę, ale ja nie kłamałem – mówił szef Biura. – Premier mojego państwa nazwał mnie kłamcą, ale nie będę się rewanżował. To Tusk wystawia sobie świadectwo.
Po raz kolejny szef CBA zasugerował, że postawienie mu zarzutów przez prokuraturę rzeszowską – w związku z operacją CBA w sprawie afery gruntowej w resorcie rolnictwa w 2007 r. – łączy się z wykryciem i powiadomieniem premiera o aferze hazardowej.
Kluczowym dniem według Kamińskiego miał być 25 sierpnia. – Wtedy figuranci tej sprawy dowiadują się, że są podsłuchiwani – podkreślał. – Wtedy też w Prokuraturze Krajowej odbywa się tajemnicza narada, podczas której zebrani prokuratorzy przez pięć godzin debatują o postawieniu mi zarzutów.
[srodtytul]PiS grozi premierowi Trybunałem Stanu[/srodtytul]
Posłowie z partii Jarosława Kaczyńskiego uważają, że nie ma podstaw, by odwoływać szefa CBA. – Postawienie zarzutów nie skutkuje możliwością odwołania go, musiałby być wyrok skazujący – twierdzi Antoni Macierewicz.
W tej sprawie premier powinien otrzymać także opinię prezydenta, do którego już skierował wniosek. Lech Kaczyński jeszcze opinii nie wydał. Zapowiedział za to, że z pewnością będzie ona negatywna. Donald Tusk utrzymuje, że nie musi czekać na zdanie prezydenta. Podobnego zdania jest minister Jacek Cichocki odpowiedzialny w Kancelarii Premiera za służby specjalne. – Premier dopełnia formalności, prosząc o opinię, ale prawo nie określa, ile ma czekać. Brak opinii nie jest przeszkodą przy podjęciu decyzji o odwołaniu – mówił wczoraj.