Rząd pozytywnie zaopiniował we wtorek prezydencki projekt noweli dotyczący systemu kierowania i dowodzenia armią na czas wojny. To efekt reformy struktury kierowania wojskiem, która została przyjęta w poprzednim roku. Zamiast siedmiu dowództw powstały dwa: generalne, odpowiedzialne za szkolenie i przygotowanie wojsk, i operacyjne, odpowiadające za ich użycie. Sztab Generalny nie dowodzi już armią, lecz stał się głównym ośrodkiem planowania. Doradza też szefowi MON.
Nowa struktura przewiduje powołanie naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych na czas wojny. – Przygotowana nowelizacja precyzuje kompetencje i zasady powołania kandydata na to stanowisko – mówi Janusz Walczak z MON.
– Naczelny dowódca będzie podlegał prezydentowi RP. Będzie dowodził obroną kraju. Formalnie może zostać powołany dopiero w czasie wojny, jednak reformując system dowodzenia, stworzyliśmy możliwość wskazania w czasie pokoju tzw. kandydata na to stanowisko. Generał będący takim kandydatem mógłby w tym czasie przygotowywać się do pełnienia swojej funkcji, np. uczestniczyć w ćwiczeniach w roli naczelnego dowódcy SZ, mieć wgląd w plany użycia Sił Zbrojnych, miałby wpływ na organizację wojennego systemu dowodzenia – opisuje nam gen. Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Generał Koziej przewiduje, że projekt zmian w ustawie o powszechnym obowiązku obrony RP, przygotowany przez Kancelarię Prezydenta RP, powinien zostać przyjęty przez Sejm w ciągu kilku miesięcy.
– Konstytucja daje możliwość wskazania przez premiera i prezydenta RP dowolnej osoby na stanowisko naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych. Ale najbardziej logiczne byłoby wskazanie dowódcy operacyjnego. Już teraz w ramach swoich kompetencji przygotowuje on stanowisko dowodzenia dla naczelnego dowódcy SZ, dowodzi żołnierzami na misjach czy odpowiada za przeciwdziałanie naruszeniom przestrzeni powietrznej – dodaje Koziej.