Cyberszpiedzy grasują w MON

Z serwerów Ministerstwa Obrony skradziono kilkaset tysięcy e-maili – ujawnia były szef ABW.

Publikacja: 30.11.2015 20:00

Były szef ABW Krzysztof Bondaryk

Były szef ABW Krzysztof Bondaryk

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska

Informacje o potężnym ataku na MON gen. Krzysztof Bondaryk podał w listopadowym numerze miesięcznika „Raport". W latach 2008–2013 generał był szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a później, do 2015 r., – doradcą ministra obrony do spraw bezpieczeństwa cybernetycznego. To za czasów jego pracy w MON resort zorientował się, że jest celem ataku.

Hakerzy działali latami

Zdaniem Bondaryka pierwsze ostrzeżenia ówczesny minister Tomasz Siemoniak otrzymał z ABW latem 2013 r. Pełny raport z tzw. analizą powłamaniową trafił na biurko ministra w listopadzie 2014 r. „Rozmiar strat był następujący: kilkaset kont zostało zhakowanych, m.in. pracowników Inspektoratu Uzbrojenia, pionu kadr, sekretariatu ministra obrony narodowej i poszczególnych członków ścisłego kierownictwa resortu. Ponadto kilkaset tysięcy wiadomości zostało skradzionych" – pisze w magazynie „Raport" gen. Bondaryk.

Jego zdaniem skradziono pocztę nieobjętą rygorami niejawności. Jednak i tak zawierała ona m.in. projekty stanowisk w negocjacjach, notatki ze spotkań z partnerami NATO oraz szczegóły przetargów zbrojeniowych.

Gen. Bondaryk relacjonuje, że hakerzy bez zakłóceń działali co najmniej przez cztery lata od 2009 r., bo z tego okresu zachowały się najstarsze tzw. logi systemowe. Jednak można przypuszczać, że do pracy przystąpili już w 2006 r., a ataki ponawiali w 2014 r. Wiadomości pozyskiwali z jawnej sieci resortu obrony INTER-MON. Jednak również w systemie niejawnym MIL-WAN w latach 2013–2014 obserwowano obecność złośliwego oprogramowania.

Kto stał za atakiem? Tego Bondaryk nie podaje. Wiele poszlak wskazuje na Rosję. Już w marcu „Wprost" pisał o możliwym ataku na MON. Zdaniem tygodnika za uderzeniem stali Rosjanie, a zostało ono przeprowadzone z serwerów na Łotwie. Kilka miesięcy wcześniej pisaliśmy w „Rzeczpospolitej" o działalności prokremlowskiej grupy szpiegowskiej APT28, która za cel wzięła m.in. MON.

Zdaniem Mirosława Maja, prezesa Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń, możliwe są też inne scenariusze. – Największe prawdopodobieństwo wiąże się z aktywnością za wschodnią granicą. Jednak swoje interesy rozgrywają także sojusznicy. Potrafią się nawzajem szpiegować, co pokazały informacje ujawnione przez Edwarda Snowdena. Nie można też wykluczyć, że MON został zhakowany przypadkowo w ramach masowego ataku na wiele innych sieci – mówi Mirosław Maj.

Chaos kompetencyjny

Więcej niż o źródle ataku Bondaryk pisze o jego przyczynach. Jego zdaniem w niejawnej sieci MIL-WAN złośliwe oprogramowanie znalazło się przez niefrasobliwość wojskowych.

– Te osoby nie przestrzegają fundamentalnych zasad bezpieczeństwa. Używają tych samych pendrive'ów do pracy na komputerach prywatnych i wpiętych do sieci wojskowej – wyjaśnia Wojciech Łuczak, wydawca „Raportu".

Z kolei atak na jawną sieć INTER-MON, zdaniem Bondaryka, jest pokłosiem błędów w zarządzaniu. Teoretycznie nad bezpieczeństwem sieci MON od 2008 r. czuwa specjalna jednostka System Reagowania na Incydenty Komputerowe. W okresie ataku cyberszpiegów działała ona jednak niezależnie od Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Chaos kompetencyjny spowodował, że atak wykryła dopiero z zewnątrz ABW.

Wciąż przezroczyści

Po ujawnieniu ataku rozpoczęły się prace nad poprawieniem cyberobrony. W MON powołano Narodowe Centrum Kryptologii. W jego ramach miało powstać cyberwojsko do działań ofensywnych. W styczniu odszedł jednak gen. Bondaryk, a wcześniej zrezygnowano ze zwiększenia obsady cyberarmii. Przeorganizowano System Reagowania na Incydenty Komputerowe, co zdaniem Bondaryka było błędem.

– Wciąż jesteśmy przezroczyści jak kryształ – ostrzega Wojciech Łuczak. – Nie można budować systemu odstraszania, opartego na rakietach Homar albo okrętach podwodnych z pociskami samosterującymi, nie rozwijając kryptografii. Decyzje o wykorzystaniu tego systemu przekazuje się przecież w sieci informatycznej – zauważa.

Bondaryk twierdzi, że MON wciąż jest celem ataków. Powołuje się na niedawny raport fińskiej firmy F-Secure o grupie hakerskiej Diukowie. Atakuje ona wiele instytucji, w tym polski resort obrony.

Bartłomiej Misiewicz, rzecznik nowego szefa MON Antoniego Macierewicza, obiecuje, że resort przyjrzy się informacjom ujawnionym przez Bondaryka.

– Cyberbezpieczeństwo to jedna z dziedzin, którą chce się zająć nowe kierownictwo resortu. Mamy świadomość tego, jak ważne jest w dzisiejszych czasach – zapewnia.

Informacje o potężnym ataku na MON gen. Krzysztof Bondaryk podał w listopadowym numerze miesięcznika „Raport". W latach 2008–2013 generał był szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a później, do 2015 r., – doradcą ministra obrony do spraw bezpieczeństwa cybernetycznego. To za czasów jego pracy w MON resort zorientował się, że jest celem ataku.

Hakerzy działali latami

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Służby
Rośnie liczba chętnych do pracy w CBA, ale Biuro czeka też fala odejść
Służby
Podejrzany pakunek w ambasadzie Rosji w Warszawie. Akcja służb
Służby
Pożegnanie z CBA. Partie opozycyjne są zgodne, że pora je zlikwidować
Służby
Czego nie ukrywają wojskowe tajne służby. Jawna lista siedzib SKW
Służby
Jak imigranci omijają kontrole na granicy Polski ze Słowacją
Materiał Promocyjny
Sztuczna inteligencja zmienia łańcuchy dostaw w okresach wysokiego popytu