Inspektorzy NIK w ramach corocznej kontroli budżetu resortu obrony wybrali się m.in. do Gliwic. Tam sprawdzili 4. Wojskowy Oddział Gospodarczy i Rejonową Bazę Materiałową.
To instytucje, które zajmują się zaopatrywaniem okolicznych jednostek, w tym tak elitarnych jak 6. Batalion Powietrznodesantowy i Oddział Specjalny Żandarmerii Wojskowej.
Co ustalili? Na przykład, że artykuły spożywcze, które kupowało wojsko w południowej Polsce, były aż trzykrotnie droższe od tych, które można dostać w zwykłym sklepie spożywczym. Kontrolerzy stwierdzili też, że "występowały poważne braki w zaopatrywaniu jednostek wojskowych". Brakowało opon, plandek, akumulatorów i innych części zamiennych. Dlatego naprawy i remonty sprzętu nie były robione na bieżąco. "Obniżyło to gotowość bojową jednostek, ograniczyło realizację szkolenia programowego i utrudniło bieżące funkcjonowanie" – czytamy w raporcie.
Podobnie było w 5. Batalionie Dowodzenia z Krakowa. W ubiegłym roku jego dowództwo zgłosiło do remontu 76 sztuk sprzętu, m.in. samochody. Wyremontowano siedem. Dowódca chciał też odnowić część budynków. Okazało się, że nie można. Nie ma pieniędzy.
Tak działo się nie tylko w poszczególnych jednostkach, lecz w całej armii. Wiele zaplanowanych na ubiegły rok inwestycji i zakupów nie zostało zrealizowanych bądź się poważnie opóźniło. Powód? Na początku roku minister obrony Bogdan Klich nałożył nieformalną blokadę 8 proc. pieniędzy zaplanowanych na wydatki dla armii – informuje NIK. Potem ją zdjął, co spowodowało zamieszanie w planowaniu. I części tych pieniędzy i tak nie wydano.