– Grozili śmiercią mnie i mojej rodzinie, przyrównywali mnie do doktora Mengele i nazisty, z którym się rozliczą „jak w Norymberdze". Było też coś o spaleniu żywcem i o tym, że wiedzą, gdzie mieszkam ja i moi bliscy. Takich gróźb było co najmniej kilkadziesiąt – mówi dr Tomasz Karauda, któremu przyznano ochronę policji. I dodaje: – Jestem wdzięczny, że państwo się za mną ujęło, bo hejt może się skończyć tragicznie, jak w przypadku prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
Takiego przywileju jak Tomasz Karauda nie otrzymała dr n. med. Matylda Kłudkowska. Gdy w listopadzie ubiegłego roku składała zawiadomienie o groźbach, m.in. dekapitacji, prokuratura uznała, że „nie boi się dostatecznie", i odmówiła wszczęcia postępowania. O pogróżkach wobec siebie i rodziny mówił też znany zakaźnik prof. Krzysztof Simon.
Czytaj także:
Hejt na medyków nie do powstrzymania
Prokuratura przesłuchała dr. Karaudę w sierpniu, po atakach na punkt szczepień w Grodzisku Mazowieckim i próbie podpalenia sanepidu w Zamościu, które potępili minister zdrowia i premier. Lekarz przyznaje, że od czasu, gdy powiedział o ochronie policji, hejt zelżał. Niestety, inni medycy czy farmaceuci wciąż doświadczają go w brutalnej formie.