Mistrzostwa świata. Ameryka podbita, Polacy w półfinale

Polakom zajrzał w oczy koszmar, ale pokonali Amerykanów 3:2 i zagrają w półfinale mistrzostw świata. Rywalem naszych siatkarzy będą w sobotę Brazylijczycy.

Publikacja: 08.09.2022 23:43

Mistrzostwa świata. Ameryka podbita, Polacy w półfinale

Foto: PAP/Łukasz Gągulski

Scenariusz tego spotkania był najwyraźniej rozpisany już przed turniejem. Wiedzieliśmy, że jeśli Polacy oprą się pokusie wykorzystania niedoskonałości regulaminu i nie oddadzą ostatniego meczu fazy grupowej Amerykanom, to los w ćwierćfinale zapewne skojarzy ich ponownie, a tam na parkiecie rozpęta się pięciosetowa burza, wycieńczający maraton bloków, obron oraz asów.

Polacy i Amerykanie początkowo serwowali kibicom siatkówkę staranną, wręcz wycyzelowaną. Oglądaliśmy udane przyjęcia oraz precyzyjne zbicia, jedyny błąd w ataku podczas pierwszego seta popełnił Matthew Anderson. Szalę na korzyść naszej drużyny przeważyły bloki oraz zagrywka. Dwoma asami na wagę wyniku 18:14 popisał się Jakub Kochanowski, którym zachwycał się sam Anderson.

Starły się zespoły wyposażone w imponujące zasoby talentu, obrońcy mistrzowskiego tytułu stawili czoła wicemistrzom Ligi Narodów. Zdrowie odzyskał błyskotliwy rozgrywający Micah Christenson, więc Polacy zapowiadali, że tym razem jeszcze istotniejsze niż zazwyczaj będzie odrzucenie rywali od siatki mocną zagrywką - do pola serwisowego zmierzali nastawieni na pełne ryzyko.

Musieli bić mocno, bo każdy łatwiejszy serwis Christenson zamykał akcją przez środek. To element, którego prawdopodobnie nikt na świecie nie gra tak perfekcyjnie, jak Amerykanie. - Serwis to wasz największy atut - przekonywali nas jeszcze przed meczem brazylijscy gwiazdorzy Bruno Rezende i Ricardo Lucarelli. Polacy więc bili: czasem z imponującą mocą, czasem sposobem.

To był dla nich pierwszy podczas tego turnieju mecz pod napięciem. Wcześniej Polacy kroczyli przez mundial właściwie bezstresowo - zaczęli rundę grupową od pokonania dwóch rywali słabych, pierwszemu spotkaniu z Amerykanami nie towarzyszyła żadna presja, a Tunezyjczycy byli najsłabszą drużyną, która przedarła się do fazy pucharowej. Mecz o ćwierćfinał potrwał 88 minut.

Są poszlaki, że Amerykanie mają naturalne skłonności, by ryzykować chętniej, skoro sport jest dla nich sposobem na życie, ale tylko na chwilę. Siatkówka nigdy nie była w ich kraju najważniejszą z dyscyplin, pieniądze w lidze pojawiły się niedawno, a ścieżka do zarobku wiodła wyłącznie przez emigrację, więc wszyscy pilnowali drugiej drogi, niemal każdy kadrowicz ma w ręku inny, pewny fach.

Rywale także byli więc odważni, ale ryzyko - podobnie, jak Polacy - łączyli z precyzją. Nasi siatkarze dopiero w połowie drugiej partii popełnili pierwszy (!) błąd w ataku. Amerykanie mieli wówczas dwa. Liczyły się tego dania detale: jedna celniejsza zagrywka, jeden skuteczniejszy blok - jak ten Mateusza Bieńka, który pod koniec drugiego seta instynktownie wyskoczył i zablokował Jeffrey’ego Jendryka.

12 258 widzów słabości Polaków zobaczyli dopiero w trzecim secie, rywale za to uparcie nie chcieli spuścić z tonu. Anderson wziął ciężar gry w ataku na swoje barki, emocje rosły, ale trener John Speraw nawet przy wyniku 21:17 wciąż zachowywał spokój mnicha - jakby ten umysł ścisły, inżynier siatkówki, nieustannie przetwarzał terabajty informacji i szukał rozwiązania.

Grbić korzystał z głębi składu, na boisku pojawiali się Łukasz Kaczmarek, Grzegorz Łomacz, Tomasz Fornal, Bartosz Kwolek, nawet libero Jakub Popiwczak. Nie pomogło. Rywale dążyli do odrabiania strat konsekwentnie, wytrwale, wyglądali na ludzi bez układu nerwowego. Wygrali 25:21 i 25:22. Wydarzyło się oczekiwane, doczekaliśmy w Arenie Gliwice piątego seta.

Został bagaż zmęczenia oraz doświadczeń, wynik liczyliśmy od nowa. Znów wypatrywaliśmy momentów błysku: skutecznego bloku (4:2), punktowych serwisów Kamila Semeniuka (6:4) i Bieńka (8:5). Koszmar ćwierćfinału ginął za horyzontem, Polacy brnęli do półfinału. Wreszcie kolejnym asem uderzył Semeniuk, a ostatni atak skończył Aleksander Śliwka. Takie zwycięstwa wykuwają charaktery.

Polska - USA 3:2 (25:20, 27:25, 21:25, 22:25, 15:12)

Najwięcej punktów: dla Polaków - Bartosz Kurek 21, Jakub Kochanowski 18; dla Amerykanów - Aaron Russell 23, Matthew Andersson 16

Scenariusz tego spotkania był najwyraźniej rozpisany już przed turniejem. Wiedzieliśmy, że jeśli Polacy oprą się pokusie wykorzystania niedoskonałości regulaminu i nie oddadzą ostatniego meczu fazy grupowej Amerykanom, to los w ćwierćfinale zapewne skojarzy ich ponownie, a tam na parkiecie rozpęta się pięciosetowa burza, wycieńczający maraton bloków, obron oraz asów.

Polacy i Amerykanie początkowo serwowali kibicom siatkówkę staranną, wręcz wycyzelowaną. Oglądaliśmy udane przyjęcia oraz precyzyjne zbicia, jedyny błąd w ataku podczas pierwszego seta popełnił Matthew Anderson. Szalę na korzyść naszej drużyny przeważyły bloki oraz zagrywka. Dwoma asami na wagę wyniku 18:14 popisał się Jakub Kochanowski, którym zachwycał się sam Anderson.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Siatkówka
Najpierw Chemik, potem ZAKSA. Grupa Azoty rezygnuje ze sponsorowania klubów siatkarskich
Siatkówka
PlusLiga: Jastrzębski Węgiel Mistrzem Polski. Mecz godny finału
Siatkówka
Nerwy, przepychanki, kłótnie: Zawiercie nie rezygnuje z marzeń
Siatkówka
Ekstraklasa siatkarzy. Jastrzębski Węgiel blisko obrony tytułu
Siatkówka
Finał PlusLigi. Bywalcy kontra nowicjusze
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?