Minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska za pierwsze 100 dni pracy wystawiła sobie ocenę dobrą.
Jej najważniejsze decyzje to poważne skrócenie tzw. listy projektów kluczowych (wywołało to duże kontrowersje) oraz podpisanie kontraktów wojewódzkich (bez nich samorządy nie mogą zacząć wypłacać pieniędzy swoim beneficjentom).
Resortowi udało się uzyskać lekkie przyspieszenie w wykorzystaniu "starych" programów. Na koniec stycznia z UE dostaliśmy już 72,7 proc. dostępnych pieniędzy z funduszy strukturalnych (rok temu – 33 proc.), a z Funduszu Spójności – 38 proc. (rok temu – ok. 25 proc.).
Przed resortem rozwoju regionalnego mnóstwo mrówczej pracy. W najbliższym czasie musi zmierzyć się z takimi wyzwaniami, jak zakończenie prac nad zasadami udzielania pomocy publicznej czy przekonanie Komisji Europejskiej, że jesteśmy gotowi do uruchomienia strumieni pieniędzy z funduszy UE (czyli przejście tzw. audytu zgodności). Resort musi też szybko rozwiązać problem stworzenia ścieżki odwoławczej dla osób, których projekty nie zostaną wybrane do realizacji w konkursach. Jeśli pokrzywdzeni będą mogli kierować skargi do sądu administracyjnego, czeka nas zapaść w wykorzystaniu 67 mld euro pomocy z UE.