Pierwsze z tych wyjść to lansowane przez stronę rządową przesunięcie głosowania na 17 lub 23 maja. Druga opcja pozostająca w grze: ogłoszenie stanu klęski żywiołowej, co spowoduje automatyczne wydłużenie kadencji prezydenta i wybory najwcześniej późną jesienią – za czym optuje opozycja. Trzecia to rezygnacja z głosowania w maju, stwierdzenie nieważności wyborów przez Sąd Najwyższy i konstytucyjnie uregulowane ponowne wybory z głosowaniem pod koniec lipca.
Marszałek szuka podkładki
Obóz władzy nie wierzy już w możliwość przeprowadzenia wyborów w najbliższą niedzielę, 10 maja. Dowodzi tego pytanie marszałek Sejmu Elżbiety Witek do PKW, czy ta mogłaby przeprowadzić głosowanie tego dnia. Dostała już odpowiedź, że nie jest możliwe ani zorganizowanie wyborów, ani ich przeprowadzenie.
Problem, jaki mamy, to zatem kiedy miałyby się one odbyć i czy ma to być tylko odsunięcie samego głosowania, czy ponowne wybory.
Czytaj także: Czy PiS przeprowadzi wybory w tradycyjny sposób?
Intencje PiS, czyli krótkie przesunięcie wyborów jeszcze w maju, potwierdza drugie zapytanie marszałek skierowane w środę do TK, czy ewentualne przesunięcie przez nią terminu wyborów o tydzień czy na 23 maja (zachowujące wskazany w konstytucji 75-dniowy odstęp od końca kadencji prezydenta Andrzeja Dudy) będzie zgodny z konstytucją czy nie. I chociaż większość konstytucjonalistów przypomina, że TK od ponad 20 lat nie ma prawa wykładania konstytucji, to nierzadko przemycał on wykładnię w tzw. wyrokach zakresowych, co więcej, w tym pytaniu chodzi raczej o rodzaj podkładki, by nie powiedzieć alibi, dla przesunięcia wyborów. Podobne upoważnienie dla marszałek jest wprost zamieszczone w ustawie o głosowaniu korespondencyjnym, ale nie wiemy, czy zostanie ona przyjęta.