Bezrobotny 40-latek Paweł Gazda w połowie ubiegłego roku założył własną firmę, która dociepla budynki. Za 17 tys. zł, którymi wsparł go powiatowy urząd pracy, kupił rusztowania i trochę narzędzi. – Od lata nie miałem wolnego i dopiero teraz mogę odpocząć – opowiada. Ma już zamówienia na najbliższe pół roku. Gdy zima odpuści, zamierza zatrudnić kilka osób.
To tylko jedna z ponad 300 firm, które w ostatnim roku powstały w Krośnie z pomocą urzędu pracy. Dotacje na ten cel były jednym z filarów antykryzysowego planu władz miasta. – W pewnym momencie groziła nam całkowita zapaść – wspomina prezydent Krosna Piotr Przytocki. – Ale się nie daliśmy.
– Najgorsze już za nami – potwierdza Janusz Szopa, szef "S" w Krośnieńskich Hutach Szkła. To ten zakład, największy w okolicy, ciągnął przed rokiem miasto na dno. Na bruk posłał ponad 2 tys. osób. Inne zakłady też cięły zatrudnienie.
U schyłku 2008 r. Krosno stało się niemal symbolem kryzysu w Polsce. W jaki sposób wyszło na prostą? Przede wszystkim, zwiększyło miejskie inwestycje, np. w remonty i budowę ulic, dając zajęcie lokalnym firmom. – To dobra wskazówka na czasy kryzysu – radzi innym prezydent Przytocki.
Z kolei urzędnicy powiatowego urzędu pracy namawiali bezrobotnych, by zakładali własne firmy, z czego skorzystało 301 osób. Pielgrzymowali też do przedsiębiorców z ofertą refundacji stanowisk pracy. W efekcie firmy zatrudniły 284 osoby, którym część pensji pokrywa urząd. – Ponad 1000 ludzi, głównie młodych, wysłaliśmy na staże – dodaje szefowa PUP Regina Chrzanowska. Miastu sprzyjało też szczęście. Choć w marcu 2009 r. huty szkła ogłosiły upadłość, a do zakładu wkroczył syndyk, to poprawa koniunktury na światowych rynkach przyniosła nowe zamówienia. Upadły też konkurencyjne zakłady w Czechach.