Dług polskich samorządów na koniec 2009 r. mógł sięgnąć nawet 40 mld zł – wynika z szacunków „Rz”. Coraz więcej z nich zaczyna balansować na granicy dopuszczalnego zadłużenia.
Poznań, Toruń, Bydgoszcz, Słubice to tylko niektóre z miast, w których zaplanowano na ten rok wskaźnik zadłużenia liczony jako stosunek długu do dochodów na poziomie ponad 50 proc. Zgodnie z prawem nie może on przekroczyć 60 proc. Gdyby do tego doszło, samorządy nie mogłyby zaciągać nowych pożyczek. – U nas wskaźnik wzrośnie w tym roku do 57,8 proc. – przyznaje Ambroży Pawlewski, skarbnik Bydgoszczy. Podkreśla, że przy wynikającym z gospodarczego kryzysu spadku dochodów, by zrealizować inwestycje, trzeba się zapożyczać.
O cięciu wydatków samorządowcy nawet nie chcą słyszeć. – Można siedzieć spokojnie i nie narażać się na balansowanie na granicy dopuszczalnego zadłużenia. Ale środki unijne, które są do naszej dyspozycji, wykorzystaliby wtedy inni – mówi „Rz” Piotr Kiedrowicz, przewodniczący Rady Miejskiej w Słubicach. Dodaje, że warto zaryzykować. – Zbudowaliśmy lub budujemy m.in. pięć boisk, dwie hale sportowe, budynki komunalne – opowiada. Dodaje, że z ok. 50 mln zł w budżecie Słubic 20 mln zł trafi na inwestycje. – Gdyby ktoś na domowe wydatki dostawał pieniądze w zamian za 20 – 25 proc. własnego wkładu, długo by się nie zastanawiał– podkreśla.
Na granicy dopuszczalnego zadłużenia balansuje też Poznań. – W tym roku na inwestycje wydamy ponad 1,1 mld zł – zapowiada Barbara Sajnaj, skarbnik stolicy Wielkopolski. – Mamy zobowiązania wynikające z organizacji w naszym mieście turnieju Euro 2012 – dodaje. Przekroczenia 60-proc. progu zadłużenia się nie obawia. – Analizujemy na bieżąco wskaźniki. Ale nie ma innego wyjścia, musimy inwestować – podkreśla Sajnaj.
Na rosnące długi miast i gmin z niepokojem patrzą regionalne izby obrachunkowe. – Zadłużenie samorządów w województwie śląskim wzrosło w ubiegłym roku o 36,9 proc. – mówi Mariusz Siwoń, prezes RIO w Katowicach.