Pięć tysięcy związkowców, wśród nich pracownicy skarbówki w workach przepasanych sznurkiem, demonstrowało wczoraj w Warszawie przeciwko planowanemu przez rząd zamrożeniu płac w budżetówce. Manifestanci sprzeciwiają się także redukcjom zatrudnienia w 2011 r.
Takie zapisy proponuje rząd w budżecie na przyszły rok. Tłumaczy, że musi ograniczać wydatki, ponieważ rośnie dziura w budżecie i finansach publicznych.
Pracownicy budżetówki nie chcą, aby cięcia dotyczyły głównie ich. – Rząd nic nie robi, by ograniczyć szarą strefę, zadłużanie się samorządów. Nie wprowadza jednakowych zasad opłacania składek emerytalnych czy zdrowotnych dla wszystkich. Zamiast tego koncentruje się na sferze budżetowej, bo to najłatwiejsze – uważa Jan Guz, szef OPZZ.
W to, że należy jednolicie obciążać wszystkich, nie wątpi też Janusz Śniadek, szef NSZZ „S". – Liderzy polityczni wprowadzają pozorne rozwiązania, które nie chronią nas przed zadłużeniem – dodaje.
Jak jednak wynika z badania „Rzeczpospolitej", nie jesteśmy gotowi do solidarnego ponoszenia wyrzeczeń. Co więcej – spora część z nas uważa, że zamiast oszczędzać i zmniejszać zadłużenie, możemy próbować tak zmienić prawo, by nie obawiać się konsekwencji nadmiernego zwiększania długu publicznego. Na pytanie, co powinniśmy robić, gdy zadłużenie państwa zbliża się do 55 proc. PKB, 43 proc. respondentów opowiedziało się za reformami, a prawie dokładnie tyle samo (44 proc.) skorzystało z opcji „zmienić konstytucję i renegocjować umowy z UE".