Wstępne szacunki samorządów wskazują, że rodzice coraz chętniej wysyłają swoje pociechy do szkoły o rok wcześniej.
Także w Ministerstwie Edukacji Narodowej prognozy są optymistyczne. W zeszłym roku do podstawówek poszło prawie 15 tys. sześciolatków. Jeśli potwierdzą się zapowiedzi, liczba dzieci posłanych do szkoły rok wcześniej w tym roku wzrośnie dwukrotnie. Będzie to oznaczało, że już co dziesiąty przedszkolak zamienił zabawki na tornister. Niewykluczone nawet, że będzie ich więcej. Szkoły mają bowiem jeszcze czas na zapisywanie nowych uczniów do pierwszej klasy podstawówki (mogą także skreślić z niej sześciolatka, jeśli rodzice chcą, by jeszcze rok spędził w przedszkolu).
[srodtytul]Coraz więcej chętnych[/srodtytul]
Wzrost zainteresowania nowymi możliwościami to z pewnością wynik kampanii informacyjnej, jaką samorządy przeprowadziły wśród rodziców. Składały się na nią spotkania, warsztaty, informatory i poradniki. Szkoły chętnie organizują rodzicom wizyty w klasach przeznaczonych dla sześciolatków. To także element reformy oświatowej, która weszła w życie w zeszłym roku.
– Namawiamy rodziców, by posyłali dzieci do szkoły jak najwcześniej, gdyż nowa podstawa programowa została dostosowana do potrzeb sześciolatków. Siedmiolatki mogą więc nudzić się na lekcjach – tłumaczy Grzegorz Żurawski z Ministerstwa Edukacji Narodowej. – Nie dziwię się, że samorządom zależy na tym, by w szkołach było jak najwięcej sześciolatków. Dzięki temu dostaną na nie subwencję oświatową. Dlatego rodzice mogą się domagać podniesienia standardów pobytu w szkole, np. wydłużenia opieki nad dzieckiem po zajęciach, lepszego wyżywienia czy wyposażenia sal.