Reklama

In vitro opłacą samorządy?

Radni SLD forsują pomysł finansowania sztucznego zapłodnienia. To próba walki o elektorat – twierdzą eksperci

Aktualizacja: 28.11.2011 21:42 Publikacja: 28.11.2011 20:43

In vitro opłacą samorządy?

Foto: ROL

Wiele samorządów w obliczu kryzysu zapowiada cięcia wydatków. Od tych na inwestycje po pomoc socjalną. Ale są i takie, w których radni chcą przeznaczyć część budżetu na zaniedbane dotąd sprawy społeczne, np. in vitro. Lista miast, w których pojawił się pomysł dofinansowania zabiegu, rośnie z każdym dniem. Pomysłodawcy mówią o różnych kwotach, różnych kryteriach przyznawania. Łączy ich jedno – w większości są działaczami SLD. Czy to sposób na podreperowanie słabych notowań partii?

– Miasta nie mają żadnych możliwości, by rozwiązać problem in vitro. Chodzi raczej o  medialny szum, który mógłby przyciągnąć elektorat utracony na rzecz Ruchu Palikota – uważa dr Bartłomiej Biskup, politolog z UW.

To sprawa państwa

W Częstochowie związany z  SLD prezydent Krzysztof Matyjaszczyk wpisał do projektu budżetu 110 tys. zł na in vitro. – Nie mamy jeszcze regulaminu określającego, kto i na jakich zasadach mógłby się ubiegać o pieniądze – mówi Włodzimierz Tutaj, rzecznik magistratu. – Liczba mieszkańców Częstochowy spada. Nie chcemy wywoływać ideologicznej wojny, ale musimy zrobić wszystko, by to zahamować. A dofinansowywanie in vitro nie kłóci się z ustawami o samorządzie i działalności leczniczej.

Zobacz:

Samorząd

Reklama
Reklama

»

Z życia samorządów

Pomysł prezydenta potępiła kuria. Przeciwni są też radni opozycji, głównie z PiS. – Miasto musi oszczędzać. Brak pieniędzy na szpitale, a potrzeby są spore. W dodatku in vitro jest metodą dyskusyjną – wylicza Beata Kocik z PiS.

Wojna szykuje się też w Łodzi, gdzie SLD chce przeznaczyć na in vitro 150 tys. zł. – Dofinansowanie zaczynałoby się od 5 tys. zł, ale nie mogłoby przekroczyć połowy kosztów zabiegu. Miałyby na nie szansę rodziny, których roczny dochód nie przekracza 55 tys. zł – wyjaśnia radny Piotr Bors, autor projektu.

– To projekt obliczony wyłącznie na zrobienie wrażenia  – kwituje Mateusz Walasek, przewodniczący Klubu PO. Jeden zabieg in vitro, jak mówi, kosztuje ok. 10 tys. zł. Prawdopodobieństwo, że będzie to próba udana, wynosi 30 proc. – Zapewne więc zabieg trzeba będzie powtarzać. Ilu parom będziemy w stanie pomóc? Każdą miejską złotówkę należy wydawać z głową. A tu sensu nie widzę. Rozwiązanie problemu z finansowaniem in vitro to sprawa państwa – podkreśla Walasek.

Z tym akurat działacze SLD się zgadzają. – Tyle że działania państwa w tej sprawie to klasyczne bicie piany. Nasza propozycja ma stanowić impuls do działania – mówi Bors.

Reklama
Reklama

Z kolei Łukasz Naczas, radny SLD z Gniezna, chce, by na dofinansowanie in vitro prezydent wprowadził do przyszłorocznego budżetu 52 tys. zł. Miałyby to być m.in. pieniądze wstępnie przeznaczone na konserwację zabytków. – Liczę, że się uda, ale to przedsięwzięcie jednorazowe. Chcemy pokazać ustawodawcy, by poważnie wziął się do pracy – podkreśla Naczas.

Decyzje w grudniu

Z projektem zakładającym współfinansowanie in vitro przez miasto zamierza wystąpić poznańska radna SLD Katarzyna Kretkowska, a warszawscy działacze tej partii już zaapelowali o podobne rozwiązanie do prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. We Wrocławiu pomysł zarezerwowania pieniędzy na ten cel przedstawił radny Leszek Cybulski (do niedawna z SLD, od kilku miesięcy niezależny), a w Gorzowie wywodzący się z lewicy Jerzy Wierchowicz.

Decyzje dotyczące współfinansowania in vitro będą zapadały w grudniu. Według dr. Rafała Chwedoruka, politologa z UW, trudno przypuszczać, by samorządy ledwo wiążące koniec z końcem zdecydowały się na takie wydatki. Nie wyklucza przy tym, że próby przenoszenia batalii ideologicznych z dużej polityki na samorządy mogą się powtarzać. – Nośnym tematem może się okazać aborcja. Samorządy nie mają oczywiście na tę kwestię żadnego wpływu. Mogą się jednak zaangażować w walkę dotyczącą symboli.

Spory ideowe w samorządach

Zaskarżany i krzyż, i patron winiarzy

In vitro to niejedyny problem z ideologią w tle, który przeniknął do samorządów. W 2009 r. wielkopolski sejmik w reakcji na wyrok Trybunału w Strasburgu nakazujący zdjęcie krucyfiksu ze ściany jednej z włoskich szkół  wezwał do poszanowania krzyża jako symbolu chrześcijańskich korzeni Europy. W marcu  tego roku aktywiści Ruchu Palikota na sali obrad szczecińskiej rady obok katolickiego krzyża zawiesili gwiazdę Dawida, muzułmański półksiężyc, atom (symbol ateistów) i krzyż prawosławny. Zdjęli je radni PO i PiS. W Zielonej Górze rada w uchwale przyjęła za patrona miasta św. Urbana, patrona winiarzy. Jeden z mieszkańców zawiadomił prokuraturę, a ta uznała, że radni przekroczyli uprawnienia. Sprawa skończy się w sądzie. W ostatnich dniach uchwały broniące krzyża podjęli radni Lublina, Przemyśla i powiatu jarosławskiego. W Kędzierzynie-Koźlu krucyfiks zniknął na czas remontu sali obrad, ale po zakończeniu prac się nie pojawił. Jego powrotu zażądali radni PiS, zaprotestował m.in. radny SLD,  a cytowana przez miejscowy portal wiceprezydent tłumaczyła, że nie znajduje podstaw prawnych do umieszczenia krzyża w sali. Spór ma zostać rozstrzygnięty na środowej sesji.

Prawo karne
Prokurator krajowy o śledztwach ws. Ziobry, Romanowskiego i dywersji
Konsumenci
Nowy wyrok TSUE ws. frankowiczów. „Powinien mieć znaczenie dla tysięcy spraw”
Nieruchomości
To już pewne: dziedziczenia nieruchomości z prostszymi formalnościami
Praca, Emerytury i renty
O tym zasiłku mało kto wie. Wypłaca go MOPS niezależnie od dochodu
Nieruchomości
Co ze słupami na prywatnych działkach po wyroku TK? Prawnik wyjaśnia
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama