Skoncentrujmy uwagę na referendach dotyczących odwołania władz, bo one budzą najwięcej wątpliwości. Jest oczywiste, że odwołanie powinno następować jedynie w przypadkach skrajnych, gdy dalsze rządy dotychczasowej ekipy stają się zagrożeniem dla lokalnej społeczności. Referenda nie mogą być narzędziem kampanii politycznych, gdy inicjatorom chodzi przede wszystkim o autoreklamę. Nie mogą mieć miejsca takie przypadki jak te, w których brało udział jedynie parę procent wyborców, a więc prawie wszyscy byli niezainteresowani żadną zmianą. 5 listopada br. w „Rzeczpospolitej" przedstawiłem „Lekcje z referendum warszawskiego". Wynika z nich jednoznacznie, że obecne prawo wymaga zmian.
Trzeba się zastanowić, czy potrzebna jest możliwość odwoływania rad w całości. Mam co do tego wątpliwości, szczególnie gdy wprowadzamy jednomandatowe okręgi wyborcze. Może raczej odwoływać poszczególnych radnych, jeśli nie spełniają swoich funkcji. Ale dlaczego całą radę?
Jeśli chcemy zwiększyć frekwencję, to trzeba skorygować ordynację wyborczą. Aby wziąć udział w lokalnych wyborach lub referendach, trzeba być w swojej gminie w określonym dniu. Ten wymóg wyklucza wielu studentów czy pracowników przebywających gdzie indziej. W odróżnieniu od wyborów ogólnokrajowych, nie można wziąć upoważnienia do głosowania w innym obwodzie. Dlatego też frekwencja w wyborach lokalnych jest z reguły niższa. Trybunał Konstytucyjny zakazał wyborów dwudniowych. Wprowadzenie więc głosowania przez pocztę lub Internet staje się wymogiem koniecznym.
Ale trzeba też zmienić przepisy bezpośrednio odnoszące się do referendów. Rozpatrzmy różne propozycje. Najłatwiejsze są korekty istniejących ograniczeń, a więc progu frekwencji czy ograniczeń kalendarzowych. Podniesienie progu frekwencji zwiększa stabilizację władz, a więc spełnia jeden z postulatów. Ale nie eliminuje wniosków, tych które nie mają szans i służą jedynie dla osobistej reklamy i rozgrywek politycznych. A one przynoszą największe szkody. Rozwiązaniem byłoby podniesienie wymogów co do liczby podpisów przy zgłaszaniu wniosku, aby on był rzeczywiście wyrazem woli istotnej części mieszkańców. Ale mogłoby to być traktowane jako utrudnienia dla demokracji bezpośredniej. Problem do dyskusji.
Możliwe są też ograniczenia kalendarzowe. Obecnie referenda nie mogą się odbywać w ciągu pierwszego roku kadencji oraz bezpośrednio przed wyborami. Zgłaszane są propozycje, aby ten ostatni okres wydłużyć, na przykład nawet do półtora roku. Wtedy referenda mogłyby się odbywać jedynie w półtorarocznym okienku, w drugim i połowie trzeciego roku kadencji. To na pewno uspokoiłoby atmosferę i utrudniłoby traktowanie referendów jako początku kampanii wyborczej. Też warto się nad tym zastanowić.