MATERIAŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z BIUREM PE W POLSCE
Trzeba tu mówić o marszu tyralierą. Polityka przemysłowa, regulacje finansowe, budżet, polityka zagraniczna: trudno dziś znaleźć obszar działania Brukseli, gdzie przygotowanie do odparcia zagrożenia za strony imperialnej Rosji oraz ewentualnego wycofania się Amerykanów z zaangażowania w bezpieczeństwo Europy nie stałoby się nowym priorytetem dla europejskiej centrali. To dziś dominujący temat debat w Parlamencie Europejskim, ale także przedmiot ofensywy dyplomatycznej właśnie zakończonego przewodnictwa Polski we Wspólnocie i sprawa, która najbardziej zaprząta uwagę spotkań w Radzie UE.
Bo też Unia po raz pierwszy w swojej historii stanęła w obliczu podwójnego egzystencjalnego zagrożenia. Z jednej strony putinowski reżim zbroi się po zęby i w razie upadku Ukrainy może pokusić się o podboje dalej na Zachód, kosztem krajów zjednoczonej Europy. A z drugiej nie jest pewne, czy pod przywództwem Donalda Trumpa Stany Zjednoczone pozostaną gwarantem bezpieczeństwa europejskich aliantów. Tej jesieni mamy poznać efekty przeglądu rozmieszczenia amerykańskich wojsk w Europie przez Pentagon. Nie da się wykluczyć ich wycofania za ocean, w szczególności ze wschodniej flanki NATO.
Poluzowanie finansów
Być może najszybciej widoczne będą efekty SAFE, wartego 150 mld euro programu preferencyjnych pożyczek na zakupu uzbrojenia, z czego jedna trzecia może być wykorzystana na zamówienia spoza Unii. Ta inicjatywa, mocno promowana przez polskich deputowanych do Parlamentu Europejskiego, stała się możliwa także dzięki rezygnacji przez kluczowe kraje UE z długo utrzymywanych „czerwonych linii”. Jedną z nich była odmowa na dalsze zadłużenie się Brukseli. Stanowczo były temu przeciwne w szczególności Niemcy. Angela Merkel już kilka lat temu podkreślała, że fundusz odbudowy po pandemii, również oparty na emisji unijnych papierów dłużnych, jest jednorazową inicjatywą, a nie precedensem, który zostanie powtórzony. SAFE pokazał, że jednak stało się inaczej. Program zyskał zresztą szczególne poparcie w Parlamencie Europejskim, który tradycyjnie przedkładał realizację ważnych dla integracji celów nad ortodoksyjne trzymanie się reguł fiskalnych.
Przy tej okazji także Francja musiała zrezygnować z od dawna utrzymywanych pozycji. Pogodziła się z tym, że nie da się czekać, aż niektóre rodzaje uzbrojenia zostaną rozwinięte w samej Wspólnocie i trzeba je kupić na koszt europejskiego podatnika w Stanach Zjednoczonych czy Zjednoczonym Królestwie. To jest także swoisty kompromis z krajami, które – jak Polska – były pełne obaw, czy nowy program, którego koszty w ostatecznym rachunku będą musiały spłacić wszystkie kraje UE, nie będzie szczególnie korzystny dla państw o wyjątkowo rozwiniętym potencjale produkcji uzbrojenia, jak właśnie Francja, ale też Niemcy, Szwecja czy Hiszpania. Pierwsze doświadczenia tego jednak nie potwierdzają.
Nie mniej znacząca jest rezygnacja przez Radę UE za zgodą Parlamentu Europejskiego z restrykcyjnych ograniczeń finansowych, jeśli wymaga tego kosztowny program zbrojeń. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oceniała, że dzięki temu uda się zmobilizować w najbliższych latach 650 mld euro, tym razem pochodzących z budżetów narodowych. To byłoby według Niemki możliwe, jeśli dotychczasowe ograniczenia (60 proc. PKB dozwolonego długu i 3 proc. PKB deficytu budżetowego) nie uwzględnią nakładów na wysiłek wojskowy aż do 1,5 pkt proc. dochodu narodowego. W połowie lipca br. tzw. klauzulę wyjścia z tych limitów uzyskało już 15 krajów: Belgia, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Dania, Estonia, Finlandia, Grecja, Litwa, Łotwa, Polska, Portugalia, Słowacja, Słowenia i Węgry. Jednak to w Niemczech zniesienie jeszcze bardziej restrykcyjnych od europejskich krajowych reguł fiskalnych przyniesie szczególnie duży efekt. Berlin uwolnił aż 1 bln euro, z czego połowę bezpośrednio na postawienie na nogi Bundeswehry, a resztę na rozwój takiej infrastruktury służącej obronie kraju, jak porty, sieci energetyczne czy autostrady.
Wspólne zakupy broni
Sprawnemu budowaniu potencjału zbrojnego Unii służy zestaw regulacji nieraz opisywanych jako „omnibus”. W ich procedowanie mocno zaangażował się Parlament Europejski. Chodzi o horyzontalne przepisy, które upraszczają wdrożenie planów wojskowych. Jednym z przykładów jest zniesienie szeregu ograniczeń związanych z ochroną środowiska w przypadku pilnych inwestycji w produkcję uzbrojenia czy wzmocnienie gotowości danego państwa na odparcie rosyjskiej agresji. Takie ułatwienia biurokratyczne potrafią fundamentalnie przyspieszyć proces powstania projektów o strategicznym znaczeniu, a Putin na gotowość Unii czekać nie będzie.
Inną kluczową inicjatywą Unii jest dyrektywa REPowerEU. To plan ograniczenia czy wręcz ostatecznego zniesienia zależności Wspólnoty od importu ropy i gazu z Rosji. Jak wskazano w trakcie debaty w Parlamencie Europejskim, równie ważne co wspieranie Ukrainy jest zablokowanie dochodów, które pozwalają Kremlowi finansować wojnę z Kijowem.
W Strasburgu i Brukseli szczególne nadzieje wiąże się z systemem wspólnego zakupu uzbrojenia przez kilka krajów Unii. Inwestycje powinny być dzięki temu tańsze, ale wielu eurodeputowanych liczy też na to, że w ten sposób uda się ograniczyć liczbę dublujących się norm sprzętu wojskowego. Innym ważnym polem działania Komisji Europejskiej, Rady UE i Parlamentu Europejskiego jest ułatwienie tranzytu broni i szerzej jednostek wojskowych przez kraje Unii. Czas ma tu kluczowe znaczenie, gdyż kraje bałtyckie, które być może stanowią najbardziej narażoną na inwazję Rosji część zjednoczonej Europy, nie będą w stanie stawić czoła potężnemu sąsiadowi ze wschodu przez dłużej niż parę dni i przetrwają tylko, jeśli szybko przyjdą im z odsieczą zachodni alianci. Tu unijni planiści posiłkowali się doświadczeniami armii amerykańskiej, która ćwiczyła przerzut sił wojskowych ze Stanów Zjednoczonych do Europy.
To jednak tylko część szerszego zjawiska. Unia na polu obronnym nie chce konkurować z NATO. Przeciwnie, zamierza wyciągnąć do sojuszu pomocną dłoń, gdy idzie o realizację bardzo przecież ambitnego planu podniesienia w ciągu dziesięciu lat wydatków na obronę do 5 proc. PKB (3,5 proc. PKB bezpośrednio na zbrojenia i 1,5 proc. PKB na ważne dla obronności inwestycje), który został uzgodniony na szczycie NATO w Hadze 25 czerwca br. Nie da się zapomnieć, że 23 spośród 27 krajów UE jest też członkami sojuszu atlantyckiego.
Logikę wychodzenia poza ramy Unii w sprawach bezpieczeństwa odnajdujemy także w porozumieniach o strategicznej współpracy, jakie z błogosławieństwem Parlamentu Europejskiego Bruksela zawiera nieraz z odległymi państwami. Umowy takie podpisano już ze Zjednoczonym Królestwem, ale także z Kanadą. Kolejna jest negocjowana z Australią. To odpowiedź wolnego świata na ukształtowany już jakiś czas temu autorytarny blok Rosji, Chin, Iranu i Korei Północnej.
Umocnienia na wschodzie
Zaraz po przejęciu władzy jesienią 2023 r. rząd Donalda Tuska rozpoczął pracę nad budową Tarczy Wschód, tj. szeregu umocnień na granicy z obwodem królewieckim i Białorusią. Koszt przedsięwzięcia to przynajmniej 10 mld zł. Polsce udało się przekonać Komisję Europejską do wpisania tego systemu obronnego do Białej Księgi najpilniejszych wydatków na obronę, na jakich powinna się skoncentrować Wspólnota. Tarcza Wschód, także z pomocą środków europejskich podatników, powinna być w pełni operacyjna w 2028 r.
– Tarcza Wschód to nie tylko projekt dla Polski, to też projekt kluczowy dla bezpieczeństwa całej zjednoczonej Europy – uważa Andrzej Halicki, europoseł Platformy Obywatelskiej. Ta ocena jest jednak przedmiotem zgody ponadpartyjnej wśród deputowanych do Parlamentu Europejskiego z naszego kraju.
Niezależnie od tego KE wskazała na siedem obszarów obronnych, w których UE ma duże luki, których wypełnienie uznała za kluczowe dla wzmocnienia obronności UE. Pierwszym obszarem jest obrona powietrzna i przeciwrakietowa, drugim – systemy artyleryjskie, trzecim – amunicja i pociski, czwartym – drony i systemy antydronowe. Piątym obszarem, na którym musi się skupić UE, jest mobilność wojskowa, szóstym – wykorzystanie sztucznej inteligencji i innowacyjnych technologii w obronności, siódmym – strategiczne czynniki wspomagające zdolności obronne i ochrona infrastruktury krytycznej.
Zachodnie służby wywiadowcze już od pewnego czasu ostrzegają, że w ciągu siedmiu, a nawet pięciu lat Rosja będzie gotowa uderzyć w któryś z krajów NATO. Ostrzeżenia te są ze szczególną powagą traktowane przez trzy państwa Unii Europejskiej: Litwę, Łotwę i Estonię. Dlatego na każdym polu próbują one odciąć się od Rosji. Tylko w ostatnich miesiącach ze wsparciem Brukseli udało się ostatecznie odłączyć ich system zasilania energetycznego od rosyjskiego i przyłączyć do unijnego. Innym przykładem współdziałania NATO i UE jest inicjatywa zabezpieczenia kabli komunikacyjnych o strategicznym znaczeniu, które biegną po dnie Bałtyku.
Z całą pewnością utrwalenie rozwoju polityki obronnej Unii zależy od przyszłych Wieloletnich Ram Finansowych na lata 2028–2034. Ich propozycję 16 lipca br. przedstawił w imieniu Komisji Europejskiej Piotr Serafin. Wcześniej podjął szczegółowe konsultacje w tej sprawie z Parlamentem Europejskim, który na równi z każdą stolicą 27 państw UE może w tej sprawie nałożyć weto. W projekcie tym, który nie zostanie zatwierdzony przed 2027 r., znalazło się wiele inicjatyw na rzecz obrony. W szczególności zapisano 131 mld euro na rzecz wzmocnienia europejskiego potencjału wojskowego w ramach funduszy poświęconych rozwojowi regionalnemu i poprawie konkurencyjności. W Brukseli i Strasburgu powszechna jest świadomość, że „dywidenda pokoju”, z której Europa korzystała po zakończeniu zimnej wojny, skończyła się na dobre. I znaleźliśmy się, być może na wiele dekad, w o wiele bardziej niebezpiecznym świecie, w którym Unia musi nauczyć się bronić sama.
—Jędrzej Bielecki
MATERIAŁ POWSTAŁ WE WSPÓŁPRACY Z BIUREM PE W POLSCE