Problem, kogo pierwszego godzi się przywitać podczas oficjalnej uroczystości państwowej czy samorządowej, podniosła posłanka Maria Zuba. Uważa, że w tej materii panuje niechlujstwo, a lokalni włodarze zapominają o zasadach bon tonu i precedencji, kierując się nierzadko prywatnymi sympatiami. Jej zdaniem zdarza się nagminnie, że na uroczystości zaprasza się parlamentarzystę, a następnie wita się go po dyrektorze urzędu marszałkowskiego lub wojewódzkiego. – Uzasadnienie jest proste. W ten sposób gospodarz chce podziękować urzędnikowi za pomoc w uzyskaniu kolejnych środków finansowych na inwestycje. Takich praktyk nie rozumiem – oburza się Maria Zuba.
Posłanka przypomina, że na początku lat 90. MSWiA rozesłało do wojewodów instrukcje przypominające zasady i znaczenie precedencji, czyli porządku pierwszeństwa witania, przemawiania i zajmowania miejsc podczas oficjalnych spotkań. Wojewodowie organizowali szkolenia na ten temat. Posłanka uważa, że resort powinien do tego pomysłu wrócić. Na przykład rozsyłając do samorządów i przedstawicieli administracji rządowej broszurę o protokole dyplomatycznym. – Musimy budować standardy. Nie może być tak, że zasady narzuca ten, kto pierwszy dorwie się do mikrofonu – mówi poseł Maria Zuba. – Połowa samorządowców robi to z rozmysłem, połowa z niewiedzy – mówi, zastrzegając anonimowość, jeden z parlamentarzystów z Lubelszczyzny.
Niedawno spotkał go afront podczas jednej z imprez. Samorządowcy, z którymi rozmawiała „Rzeczpospolita", przyznają, że przy witaniu i sadzaniu gości na imprezach, ustalaniu kolejności udzielenia głosu mają czasami problemy i działają nieco na wyczucie. Podpatrują, jak to robią służby mundurowe, w których zasady są sztywno określone. – Jest w tym trochę galimatiasu. Sam miałem konsula generalnego Kaliningradu na uroczystościach z okazji 3 maja. Pojawił się problem, czy pierwszy wieniec składa on czy ja jako gospodarz – mówi Marek Miros, burmistrz Gołdapi.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przyznaje, że obecnie nie ma rozwiązań prawnych, które regulowałyby tę tematykę. Uważa jednak, że to nie tyle kwestia braku przepisów, ile kultury osobistej i wyznawanych wartości. Resort nie planuje więc żadnych działań w tym zakresie. – Jeśli ktoś podjąłby się opracowania takich schematów zachowania, to samorządowcy z radością by z tego skorzystali. Wiedzielibyśmy, jak się zachować w pewnych sytuacjach, a goście byliby pewni swego miejsca i nie mieliby poczucia pewnego dyskomfortu – przekonuje Janusz Bodziacki, burmistrz Lubartowa. Przyznaje, że bywa na wielu imprezach i dostrzega, że kolejność witania zaproszonych gości jest w wielu wypadkach niefortunna.
Szkolenie „Kultura pracy – urzędowy savoir-vivre" oferuje Krajowa Szkoła Administracji Publicznej. Odbywa się niejako przy okazji innych szkoleń i organizowany jest cztery razy w roku (w jednym kursie uczestniczy maksymalnie 20 osób). Cieszy się zainteresowaniem. – W ostatnich latach jednak tylko dwa razy się zdarzyło, że jakiś urząd zamówił specjalnie to szkolenie dla swoich pracowników – wskazuje Agnieszka Połeć, p.o. szefa działu kształcenia ustawicznego KSAP.