Polska do tej pory była postrzegana dwubiegunowo – z jednej strony poprzez pryzmat papieża Polaka, Lecha Wałęsy, Zbigniewa Bońka, Adama Małysza, a z drugiej – polskiej kiełbasy i eksportowej wódki. Co więcej? Kraj leżący gdzieś na końcu świata, biedny i ciągle zamieszany w honorowe wojny.
Dlatego konkurs "Siedem nowych cudów natury" ("New7Wonders of Nature") jest dla nas czymś szczególnie ważnym. I to nie ze względu na ideę i szlachetne cele, ale przede wszystkim dlatego, że dzięki niemu Polska ma szansę zbudować swoją markę – tę prawdziwą, opartą na pozytywnym wizerunku.
Ma szansę wzmocnić wizerunek zyskany w czasach kryzysu, który jakimś cudem ominął nasz kraj. To zwróciło uwagę, wzbudziło zdziwienie i zazdrość. I nagle Polska z pszenno-buraczanego kraju staje się małym, lecz sprawnym państwem, które całkiem nieźle radzi sobie wśród gospodarczego bałaganu Europy.
[srodtytul]Trafić do globalnej pamięci[/srodtytul]
A teraz Mazury, szerzej nieznana kraina Polski, nagle pojawiają się w ścisłej czołówce ostatniego etapu ogólnoświatowego plebiscytu "Siedem cudów natury". Czy możemy sobie pozwolić na niewykorzystanie tej szansy? Z całą pewnością nie! Mazury to nasze dobro narodowe, a jednocześnie symbol kraju, który – wbrew historii i politycznym układom – nigdy nie sprzedał swoich wartości. Ludzi kształtuje to, co ich otacza, a nas ulepiła ziemia, która nie ma sobie równych!