Kandydat na sędziego mógłby orzekać obok sędziego zawodowego. Taki pomysł zgłosili dwaj kandydaci na ministra sprawiedliwości: Andrzej Zoll i Zbigniew Ćwiąkalski.
Technicznie jest to możliwe (choć wymagałoby zmian wielu przepisów oraz modelu sądownictwa) w wyższych instancjach. Apelacje oraz większość zażaleń rozpatrują bowiem sądy w składach trzyosobowych (zawodowych).
Prof. Andrzej Zoll nie kryje, że pomysł idzie bardzo pod prąd rozwiązaniom, o których się dyskutuje. „Dla mnie asesor powinien orzekać w sądzie apelacyjnym z dwoma doświadczonymi zawodowymi sędziami. To miejsce, w którym mógłby się uczyć i nabierać doświadczenia pod okiem wytrawnych specjalistów. Badając kwestionowane wyroki sądu rejonowego, uczyłby się na błędach, jakie popełnili jego koledzy w pierwszej instancji. Byłby niezawisły, ale powoływany na próbę. O dalszych jego losach decydowaliby sędziowie, z którymi orzekał” („Zoll: Teka ministra sprawiedliwości byłaby kuszącą propozycją”, „Rz” z 25 października 2007 r.).
A oto pomysły prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego: „Myślę, że niektórzy na początek mogliby trafiać np. do wydziałów wieczystoksięgowych. Inni, jako sędziowie na próbę, mogliby orzekać, ale nie samodzielnie. Na przykład w sądach okręgowych w składach trzyosobowych. Uczyliby się zawodu od doświadczonych sędziów i pod ich czujnym okiem” („Obrona Stokłosy nie przeszkodzi objąć teki ministra”, „Rz” z 8 listopada 2007 r.).
Trzy tygodnie temu Trybunał Konstytucyjny orzekł, że powierzanie asesorom czynności sędziowskich jest niekonstytucyjne, gdyż powoływani na czas określony, czekają na sędziowską nominację – i dlatego nie są w pełni niezawiśli. Aby nie doprowadzić do zapaści w sądach, TK odroczył wejście w życie wyroku na półtora roku. Są różne pomysły rozwiązania tego problemu (szerzej: „Dożywotni sędzia grodzki mógłby zastąpić asesora”, „Rz” z 6 listopada 2007 r.).