Sędziowie szukają oszczędności, by mieć szansę na podwyżkę mnożników, a tym samym i swoich wynagrodzeń. Wśród pomysłów jeden wywołał burzliwą dyskusję. Chodzi o zastąpienie sędziowskiego stanu spoczynku (szczegóły patrz ramka) zwykłą emeryturą. Przemawia za tym możliwość dorabiania na emeryturze (dziś sędziowie mają zakaz). Z drugiej strony stan spoczynku to pewne i wcale niemałe pieniądze – średnio od 5,5 do 6 tys. zł miesięcznie, a także podwyżki, takie jakie dostają pracujący sędziowie. Emerytura im tego nie zapewni.
Ministerstwo Sprawiedliwości przyznaje, że pracuje nad zmianami w przepisach o stanie spoczynku, ale nie idących aż tak daleko. Chce, żeby sędzia, który odszedł od orzekania ze względów zdrowotnych, mógł wrócić do zawodu, kiedy poczuje się lepiej.
[srodtytul]Żadne oszczędności[/srodtytul]
Ze statystyk Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że czynnych zawodowo jest dziś 9893 sędziów sądów powszechnych. Kolejnych 1614 przeszło w stan spoczynku, a jeśli dodamy do tego członków rodzin, które dostają związane z nim pieniądze po zmarłym sędzi, to jest to 2356 osób. Wynik jest prosty: co siódmy sędzia ma taki status. Pytani przez nas sędziowie przyznają, że słyszeli o pomyśle emerytur, ale ostro się od niego odcinają: na taki koncept mogli wpaść tylko najmłodsi, którzy jeszcze nie myślą o zakończeniu kariery.
– Taki zabieg przyniósłby znikome oszczędności – mówi „Rz” sędzia Jacek Przygucki. I oblicza, że z porównania wydatków Skarbu Państwa ponoszonych w związku ze stanem spoczynku ze zwykłym systemem emerytalnym wynika, iż oszczędności szacunkowo mogłyby wynieść ok. 30 mln zł, a to przecież tylko jeden promil budżetu państwa.