Rzecz w tym, że obecna ustawa o Trybunale dokładnie określa wybór kandydatów na prezesa TK, ale większość sędziów Trybunału skupionych wokół prezesa Andrzeja Rzeplińskiego (jest ich dziewięciu) chce uchwalić regulamin przewidujący inne zasady i uniemożliwić trójce z rekomendacji PiS, nie mówiąc o dodatkowej trójce blokowanej przez prezesa Rzeplińskiego, wybrać swego kandydata, którego prezydent mógłby wskazać na prezesa. Taki prezes zapewne odblokowałby trójkę sędziów z rekomendacji PiS. Wówczas w zasadzie byłoby po sporze o Trybunał i funkcjonowałby on, przynajmniej formalnie, poprawnie.
Prezes Rzepliński i skupieni wokół niego sędziowie mają inną wizję. Zaprezentowali ją w uzasadnieniu poniedziałkowego wyroku. Wskazali, że ta ustawowa procedura to tylko pierwszy etap. Według ich wykładni niezbędne jest jeszcze drugie głosowanie, które wyłoni przedstawianych prezydentowi kandydatów, ale muszą się oni cieszyć poparciem większości TK. A to PO ma teraz większość w TK. Z tym że Trybunał nie ma prawa ustanawiać wiążącej powszechnie wykładni (ale sam stosuje się do niej).
Ten plan ma jednak słabe punkty. Po pierwsze, prezes Rzepliński najwyraźniej nie zebrał kworum. Po drugie, regulamin musi być opublikowany, aby zaczął obowiązywać, a rząd pewnie go nie opublikuje, choćby dlatego, że regulamin co do zasady nie może być sprzeczny z ustawą o TK.
Zapewne więc wybory prezesa TK odbędą się już chyba po 19 grudnia, kiedy skończy się kadencja prezesa Rzeplińskiego, a PiS będzie miał więcej sędziów niż dzisiaj. Dodajmy, że w zanadrzu ma w Sejmie projekt nowej ustawy o TK, która nowo przyjęty regulamin TK może zdezaktualizować.