Dzisiaj rozprawy w sylwestra czy Wigilię praktycznie się nie zdarzają. Ale jeszcze kilka lat temu te szczególne dni traktowano często jako okazję do szybkiego załatwienia spraw niewygodnych i nielubianych przez sądy, takich jak pozwy cywilne, popularnie nazywane pyskówkami.
– Kiedyś w Otwocku był sędzia, który wszystkie pyskówki rozpoznawał w jednym dniu. Gromadził je i wyznaczał ich termin na 24 grudnia, w Wigilię, i to na godz. 16 – opowiada mecenas Ryszard Siciński, adwokat z blisko 50-letnim stażem. O 16 wychodził na korytarz woźny i w ekspresowym tempie wyczytywał wszystkie nazwiska wezwanych. Jeżeli ktoś się zagapił i nie zdążył wejść albo się spóźnił, to sędzia sprawę umarzał, uznając, że skoro powód nie przyszedł, to oskarżenie wycofał.
– Później, o ile pamiętam, ten sędzia miał doskonałe notowania u przełożonych, którzy chwalili go, że tak szybko doprowadza pyskówki do finału – dodaje mec. Siciński.