Wlokące się procesy, spóźnione rozprawy czy świadkowie po godzinach oczekiwania odsyłani na inny termin – zetknęło się z tym bardzo wielu podsądnych. A wszelkie próby zwrócenia uwagi wymiarowi sprawiedliwości czy choćby krytyka  mediów zazwyczaj kończą się oskarżeniem, że to atak. Do tego nieuzasadniony, który stawia Temidę pod publicznym pręgierzem. Wpływa na niską ocenę wymiaru sprawiedliwości i podważa doń szacunek. Krajowa Rada Sądownictwa ostatnio zaapelowała nawet do mediów o powściągliwość w związku z relacjonowaniem protestów wyborczych.

Czy oburzenie było uprawnione? Trzeba jasno oddzielić sferę orzeczniczą od organizacyjnej. Ta druga, niestety, szwankuje i wpływa na ocenę całości.

Publikowany dziś na naszych łamach raport Ministerstwa Sprawiedliwości o skargach na przewlekłość postępowania tylko tę ocenę potwierdza. Pokazuje też ważną dla procesu naprawy sądownictwa tendencję. Okazuje się, że podsądni nie chcą być już milczącymi ofiarami jego złej organizacji, a rozstrzyga często o ich najważniejszych życiowych sprawach. Dlatego też działająca od dziesięciu lat instytucja skargi na przewlekłość postępowania wreszcie zaczyna pełnić swoją funkcję, jak chciał ustawodawca – staje się środkiem dopingującym i dyscyplinującym wymiar sprawiedliwości.

Rosnąca świadomość  prawna Polaków spowodowała, że takich skarg jest coraz więcej. Więcej z nich osiąga też cel – kończy się przyznaniem rekompensaty, a także konsekwencjami dyscyplinarnymi dla opieszałego sędziego.

To dobry znak i przypomnienie, że obywatela w sądzie należy traktować podmiotowo, a nie przedmiotowo. Cieszy również, że mankamenty naszego sądownictwa wreszcie zaczynamy naprawiać sami, bez skarżenia się do Strasburga.