Minęły czasy, kiedy takie artystyczne przeglądy traktowano z namaszczeniem i serio, organizowano je w muzeach i galeriach. Teraz wyszły poza instytucjonalne mury, obrosły w dodatkowe atrakcje, nierzadko upodabniając się do festiwali teatrów ulicznych. Stały się festynem, rozrywką. Grunt, żeby się działo.
Najlepszym przykładem 5. Biennale Sztuki w Berlinie, odbywające się pod zagadkowym hasłem „Kiedy rzeczy nie rzucają cieni”.
Prezentacje odbywają się w czterech miejscach (Neue Nationalgalerie, KW for Contemporary Art, Schinkel Pavillon oraz Skulpturenpark). W konfrontacjach uczestniczy 50 artystów z całej Europy, przy czym specjalnymi względami cieszą się autorzy z państw dotychczas plastycznie zaniedbanych, z różnych powodów eliminowanych przez lata z pola sztuki.Wystawom towarzyszą wieczorno-nocne wydarzenia w miejskim plenerze. Ta parateatralna część nosi tytuł zapożyczony z filmu Andrzeja Żuławskiego „Moje noce są piękniejsze niż wasze dni”. Reżyser także pojawi się na biennale, żeby przedstawić obraz „Na srebrnym globie” i podyskutować o nim z publicznością.
Nie dość, że pokazy i akcje są rozrzucone po mieście, to dodatkowym utrudnieniem dla widzów (a może atrakcją?) jest zmienność niektórych ekspozycji. W Schinkel Pavillon – najbogatsze wystawowe menu: pięć dań, pięć wymienianych co kilka tygodni ekspozycji.
Na przystawkę zaserwowano zestaw luster zaprojektowanych przez Janette Laverriere, prawie stuletnią francuską designerkę. Na jej dokonania zwróciła uwagę Nairy Baghramian (ur. 1971), Iranka mieszkająca w Berlinie. A od 11 kwietnia – psychodeliczne obrazy-komiksy norweskiego autora Puschwagnera, lansowanego przez jego współziomka Larsa Laumanna (ur. 1977).