Pokaz w Wiels zaczyna się od wczesnych rzeźb z lat 50. Jednak ani słynny "Trudny wiek" (1956), ani równie znany o rok późniejszy "Ekshumowany" nie wywarły na mnie takiego wrażenia jak jej pierwsze eksperymentalne konstrukcje. Artystycznie rozkwitła po emigracji do Paryża (1963). Tam pozwoliła sobie na szaleństwa. Połączenie części silnika samochodu z materią wyglądającą jak żywy organizm – to było coś! W dodatku ten "Goldfinger" (tytuł rzeźby) został w całości pomalowany złocistą farbą. Czytelna metafora: wszystko marność dowartościowana pozłotką.
Największy skok w przyszłość to eksperymenty z tworzywami sztucznymi. Rakotwórcze czy nie, na pewno nie służyły zdrowiu artystki. Czy wiedziała o tym? Ryzykowała świadomie?
Sądzę, że w pewnym momencie utożsamiła się z plastikowym "ciałem", któremu nadawała własne kształty. No, nie dosłownie. Brała odciski z brzucha, piersi, twarzy i ćwiartowała, powielała. Potem jak doktor Frankenstein lepiła siebie nową. Martwym zwałom i strzępom materii nadawała życie kolorami, a od połowy lat 60. animowała je prądem. Dosłownie. Przerabiała cząstki siebie na biomorficzne lampy.
W Wiels największe wrażenie wywiera "pokój lamp". Na początek – postać ze świecącym biustem. Prawa pierś jarzy się mocniej jaskrawoczerwoną barwą. Perwersyjny pomysł – jakby próbowała zabijającą ją chorobę przeobrazić w energię.
Zanikanie człowieka
To właśnie najbardziej imponuje mi w Szapocznikow. Nie mizdrzy się do śmierci, odważnie przygląda się jej i... portretuje. Bo czymże jak nie wizerunkiem śmierci jest zdestruowany, rozpłaszczony odlew twarzy jej przybranego syna Piotra? O cyklu nazwanym "Zielnik" pisano wielokrotnie; Leszek Mądzik poświęcił serii spektakl. Kojarzono te prace z zasuszonymi roślinami – mnie uderzyła zawarta w nich drapieżność. Wściekłość na kiepską jakość fizycznej natury. Szapocznikow pokazała tkankę w stadium rozpadu. Zanikanie człowieka, utratę przez ciało ludzkich cech. Jednocześnie nie ma w tym skargi, rozczulania się nad sobą. Artystka heroicznie podchodzi do losu – indywidualnego i uniwersalnego. Rozkład materii – to też temat.
Nawet dziś niełatwo patrzeć na prace, w których wykorzystała smoliście czarną żywicę poliuretanową i wynurzające się z tego "błota" uwodzicielskie, choć trochę obwisłe kobiece piersi. Seks ratujący przed zapomnieniem i rozpaczą...