Pierwszą nagrodę zdobył pan, dokumentując afrykański exodus do Europy. Jak się pan do tego przygotowywał?
Najpierw pojechałem fotografować Maroko, Mauretanię i Algierię. Poświęciłem na to aż dwa lata. Spotkałem na pustyni ludzi, którzy chcieli wyjechać do Europy. Naturalną konsekwencją było to, że towarzyszyłem im, gdy płynęli łodziami. Odnalazłem ich na morzu, korzystając z pomocy rybaków. Zostałem nagrodzony, ponieważ sfotografowałem ludzi zranionych przez hiszpańską policję, żyjących w nieludzkich warunkach.
Czego o życiu, śmierci, głodzie i przetrwaniu nauczyło pana obcowanie z imigrantami?
My, Europejczycy, żyjemy w komfortowych warunkach, a mimo to wyzbywamy się naszych społecznych wartości. Jadę do Barcelony. Sklepy są pełne towarów, ale obok nich, na ulicy, żyją bezdomni. I nikt nawet nie spojrzy im w oczy. W środkach komunikacji publicznej nikt ze sobą nie rozmawia. Każdy się boi każdego, a gdy ktoś spróbuje rozpocząć rozmowę, robi wrażenie, że będzie czegoś chciał od innych.
Pieniędzy.
Tego wszyscy się boją. My, Europejczycy, coś bezpowrotnie utraciliśmy. Tworzymy kulturę strachu. Żyjemy w strachu. Kiedy wchodzimy do samochodu, zamykamy okna. W domach niemal barykadujemy drzwi. Czego się boimy? Nigdy nic złego mnie w Hiszpanii nie spotkało! W krajach arabskich jest inaczej. Właśnie tam mam najlepszych przyjaciół i czuję się najbardziej komfortowo. Dlatego, że tam ważne są wartości. To w Jemenie poznałem prawdziwy wymiar pomocy społecznej. To jest naprawdę biedny kraj, a mimo to ludzie dzielą się tym, czym mają. Każdy ci pomoże. Każdy otworzy drzwi do swojego domu. Wystarczy, że pomieszkam w Hiszpanii kilka miesięcy i tęsknię za arabskimi miastami. Lubię tam wyjść na ulicę, pogadać. W Barcelonie czuję chłód.