W swej Newport Street Gallery nie prezentuje jednak własnych kontrowersyjnych dzieł, ale prace innych artystów ze swoich zbiorów. Pierwsza wystawa jest retrospektywą brytyjskiego abstrakcjonisty Johna Hoylanda pt. „Power Stations".
Hirst występuje więc w roli kuratora, głosząc, że jedynym jego celem jest umożliwienie publiczności wolnego dostępu do jego kolekcji, liczącej ponad 3 tysiące dzieł. Niektórzy publicyści podejrzewają wprawdzie, że zainwestował w galerię, aby podnieść wartość swych zbiorów, ale wstęp jest bezpłatny.
Budowę galerii Damien Hirst w całości sfinansował sam. Jej koszt wyniósł 25 mln funtów. Jak wyjaśnia artysta: „Zawsze kochałem sztukę. Ona zasługuje na duże przestrzenie, więc marzyłem o własnej galerii, gdzie mogę pokazać prace artystów, których kocham. Wierzę, że sztuka powinna być udziałem jak największej liczby ludzi. Czułem się więc winny, że mam prace przechowywane w skrzyniach, których nikt nie może oglądać. Wciąż nie mogę uwierzyć, że jestem szczęśliwym posiadaczem dzieł tych, którzy mnie zainspirowali, żebym również został artystą – jak Picasso czy Francis Bacon. Czuję się w obowiązku podzielenia nimi".
Galeria znajduje się w dzielnicy Vauxhall, swą nazwę wzięła od ulicy w sąsiedztwie kolejowego wiaduktu, przy której stoi. Dotarłam do niej, idąc brzegiem Tamizy od mostu Westminster (po drugiej stronie Parlamentu) do następnego Lambeth Bridge.
Architektonicznie to znakomity obiekt o powierzchni 34 tys. mkw., powstały z przebudowy trzech wiktoriańskich budynków, w których kiedyś mieściły się warsztaty wykonujące dekoracje dla teatrów West Endu, uzupełnionych dwoma nowymi. Newport Street Gallery jest dziełem londyńskich architektów z biura Caruso St John. Elewacje z jasnoczerwonej cegły, z dużymi oknami, są minimalistycznie gładkie. Żadnych ekstrawagancji, których można by oczekiwać po właścicielu, autorze słynnej brylantowej czaszki.