Największa fabryka włókiennicza w Czechosłowacji. Czysta, perfekcyjnie oświetlona wielkimi oknami hala. Jakby tego było mało, palą się setki jarzeniówek. Pod sufitem na podwieszonych płytach hasła: „Na zawsze ze Związkiem Radzieckim" i „Kobiety świadomymi budowniczymi socjalizmu".
Całość przypomina gigantyczną martwą naturę lub jedno ze zdjęć Bernda i Hilli Becherów podróżujących po świecie w celu utworzenia typologii obiektów industrialnych. Tylko gdzie te kobiety? Na fotografii nieznanego autora trudno je dostrzec. Prawdopodobnie w trakcie naciskania migawki poruszyły się i na odbitce są rozmazaną smugą. Redakcji „Lidovych Novin" to nie przeszkadzało, bo zdjęcie poszło do druku.
W tym kadrze jest cała dekada lat 70. po wschodniej stronie żelaznej kurtyny. Indoktrynacja komunistyczna dopadająca ludzi niemal wszędzie, propaganda dobrobytu (wszystkie maszyny nowe), opiekuńcza rola państwa zapewniającego towarzyszom godne warunki pracy (wszystkie światła działają!)... Gdzie w tym wszystkim robotnik? Pozostaje wyłącznie statystą w rozgrywającym się teatrze władzy, która próbuje uwiarygodnić się jako najlepsza z możliwych.
Lata 70. to dla obywateli bloku wschodniego swoisty mit szczęśliwości, belle epoque realnego socjalizmu, bal na Titanicu systemu komunistycznego. Ale też dostęp do popkultury Zachodu i budowa wschodniej alternatywy. Propagandowe widowiska i tworzący się obieg niezależny. To czas dochodzenia do władzy roczników urodzonych już po 1945 roku, nieznających przedwojennego świata i bezwzględnej inwigilacji.