Przeciwnicy graffiti uważają się za stróżów prawa, twierdząc, że przemoc zaczyna się od malowania na ścianach i niszczenia cudzej własności. Zgodnie z takim poglądem powstała „teoria rozbitych okien" odwołująca się do lęków klasy średniej pragnącej spokojnego i komfortowego życia. Jeden z jej współtwórców wyjaśnia w filmie, że im bardziej władza zabiega o dobry wizerunek miasta, tym bardziej obywatele się z nim utożsamiają. W praktyce teorię tę z sukcesem zastosował burmistrz Nowego Jorku – Rudolph Guliani, który zasłynął jako zwolennik metody – zero tolerancji dla najmniejszych wykroczeń. Część tego planu stanowiła podjęta w 1989 roku akcja zamalowywania na szaro wszystkich wagonów tamtejszego metra. Ludzi, którzy się tym zajmowali nazwano „czyścicielami". W ostatnich latach pojawiły się też w innych miastach amerykańskich samozwańcze straże obywatelskie. I trzeba dodać - często same łamią prawo.
W filmie psycholog wyjaśnia, że uważają się za bohaterów walczących z niesprawiedliwością społeczną. Z kolei socjolog społeczny twierdzi: - Graffiti to potrzeba przekazania treści społecznych połączona z twórczym popędem, forma ekspresji odstająca od przyjętych norm, manifest uciśnionych i wykluczonych.
Kompromis między jednymi, a drugimi jest niemożliwy. To, co jedni piszą i malują, drudzy – bez litości tropią i zamalowują. Jeden z aktywistów, Fred Radtke, działający w Nowym Orleanie, zwany jest Szarym Duchem. Wszystkie napisy zamalowuje szarą farbą i...szpeci miasto. Z równym oddaniem zamalowywał ręcznie wykonane napisy z nazwami ulic po huraganie Katrina, które pełniły nie tylko dekoracyjne funkcje.
- Dewastuję dzieła wandali - mówi w filmie z zadowoleniem. - Lubię mieć ręce upaćkane farbą.
Film pokazuje też człowieka, który już od 13 lat konsekwentnie poświęca cały wolny czas na tę „misję". Inny, w Berkeley, od lat 90. codziennie zrywa ulotki. – Uważam, że zagarniają przestrzeń publiczną – twierdzi.