W książce „Tylko sprawiedliwość” Bryan Stevenson, amerykański adwokat, napisał: „Dzięki swojej pracy z ubogimi i uwięzionymi przekonałem się, że przeciwieństwem biedy nie jest bogactwo, przeciwieństwem biedy jest sprawiedliwość. Prawdziwą miarą naszego charakteru jest to, jak odnosimy się do biednych, pokrzywdzonych i skazanych”.
Przypomniałem sobie to zdanie, gdy stanąłem przed drzwiami jednego z sądów apelacyjnych rozpoznającego zażalenia na areszty. Na drzwiach wisiało kilkanaście wokand z kilkudziesięcioma sprawami, które miały być rozpoznane tego dnia. Takiej wokandy nie widziałem już od wielu lat i poczułem dreszcze przechodzące mi po plecach, bo na każdą ze spraw było przeznaczone pięć minut, a zatem uznano, że tyle czasu wystarczy na rozstrzygnięcie, czy ktoś następne trzy miesiące życia spędzi w areszcie czy na wolności. Na dodatek tym czasem na argumentację miałem się podzielić z prokuratorem i pozostałymi obrońcami. Można było oczywiście go przekroczyć, tylko czy to byłoby etyczne, bo przemawiając dłużej, miałbym poczucie, że okradam innego podejrzanego z jego czasu, pozbawiając go prawa do obrony.