„Zarówno tubylec, jak i przybysz będzie ukarany śmiercią za bluźnierstwo przeciwko Imieniu” (Kpł 24,16), czyli o igraniu z ogniem
29 stycznia 2025 r. pod Sztokholmem zastrzelono Salwana Momika, imigranta z Iraku, który zasłynął publicznym paleniem Koranu. Zabójstwa dokonano w przeddzień zakończenia procesu, w którym Momika oskarżony był o podżeganie do nienawiści rasowej. Wcześniej sąd apelacyjny uznał, że samo publiczne palenie świętej księgi islamu podlega ochronie w ramach wolności słowa. Szwedzki aparat bezpieczeństwa zapewniał więc Momice oraz jego kompanowi ochronę w czasie demonstracji, w trakcie których Irakijczyk wygłaszał obraźliwe tyrady na temat muzułmanów i profanował Koran. Prowokacje te wywołały gwałtowne reakcje w krajach muzułmańskich. Miało to nawet stanowić przeszkodę w szwedzko-tureckich rozmowach o zatwierdzeniu wniosku o przyjęcie Szwecji do NATO. Zabójstwo ma oczywisty motyw religijny. Niewątpliwie brutalny samosąd zasługuje na potępienie. Warto jednak zastanowić się, czy zachodnie rozumienie wolności słowa, ignorujące istotę, wagę i znaczenie symboli religijnych, nie wymaga pewnej korekty.