W II kwartale, jak wynika z Badań Aktywności Ekonomicznej Ludności, pracy szukało 264 tys. osób już pracujących. To o 30 tys. więcej niż w takim samym okresie poprzedniego roku i o 11 tys. więcej niż w I kwartale, gdy takich pracowników też przybyło. Rozglądający się za inną pracą to wciąż tylko margines ogółu pracujących. Wcześniej jednak przez całe lata takich pracowników ubywało. Na tym tle ostatnie dwa kwartały się wyróżniają. A jeśli wyznaczają zmianę trendu i odtąd skłonność Polaków do zmiany pracy będzie rosła, nasilić może się też presja na wzrost płac.
Na początku tysiąclecia blisko 15 proc. pracujących Polaków rozglądało się za innym pracodawcą. Później ten odsetek niemal nieprzerwanie malał. W 2010 r. wynosił już nieco ponad 4 proc., a w ostatnim kwartale ub.r. spadł do zaledwie 1,37 proc. Wtedy za inną pracą rozglądało się zaledwie 225 tys. osób.
Liczba pracowników szukających innego zatrudnienia malała z kilku powodów. Po pierwsze, systematycznie ubywało osób, które poprzez zmianę pracy chciały poprawić swoje zarobki. Na początku tysiąclecia takich pracowników było niemal milion, pod koniec ub.r. już tylko 114 tys. Jednocześnie coraz mniej Polaków szukało dodatkowej pracy. To zjawisko szło w parze ze spadkiem liczby osób zarabiających w więcej niż jednym miejscu pracy. Coraz mniejsza skłonność pracowników do rozglądania się za innym zajęciem to również słabnięcie obaw o utratę pracy. W II kwartale jako powód poszukiwania innej pracy takie obawy zgłaszało tylko 5 tys. pracujących.
Wyniki BAEL sugerują, że w ostatnich dwóch kwartałach przybywać zaczęło przede wszystkim osób, które szukają lepiej płatnej pracy. W IV kwartale ub.r. takich pracowników było 114 tys., w II kwartale br. już 144 tys.
Piotr Lewandowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych, przestrzega, aby nie wyciągać z tych danych pochopnych wniosków. Odsetek pracowników, którzy rozglądają się za inną pracą, nie mógł spadać w nieskończoność. Być może jego ostatnie odbicie to początek okresu stabilizacji na niskim poziomie.