Duży indyk na kolację spowodował, że następnego dnia pracownik przespał w domu swoją zmianę. Inny tłumaczył, że gdy jechał samochodem autostradą, wypala mu przez okno sztuczna szczęka. To były najbardziej niesamowite wytłumaczenia nieobecności w pracy złożone w ubiegłym roku przełożonym.
Niemal jedna trzecia z 5500 pracowników i zwierzchników, którzy uczestniczyli w elektronicznej ankiecie, przyznała, że brali zwolnienia chorobowe, gdy tak naprawdę wcale nie byli chorzy, narażając pracodawców na koszty. — To może są zabawne wyjaśnienia, ale absencja w pracy jest bardzo poważną kwestią dla pracodawców — uważa Patricia Purdy, wiceprezes Pacific Resources z Chicago, firmy ds. zarządzania nieobecnością pracowników.
Średnio na absencję w pracy przypada 35 proc. zasadniczych zarobków pracownika — dodaje. Kiedy ktoś nie stawia się do pracy, to szefowie muszą zapłacić nadgodziny tym, którzy wykonają dodatkową pracę, czasem muszą zatrudnić kogoś na zastępstwo i pokryć koszty niższej wydajności — wyjaśnia.
Zaledwie 24 proc. ankietowanych stwierdziło, że gdy chorują, idą bo lekarza. Jedna z osób wyjaśniła przy okazji, że musiała iść do specjalisty, bo „z oczodołu wypadło jej sztuczne oko". Jedna trzecia respondentów przyznała się, że zawiadamia o chorobie, bo nie chce im się iść do pracy. Pewien mężczyzna wyjaśnił, że był tak poirytowany faktem rzucenia palenia, że nie mógł tego dnia iść do pracy.
„Część pracodawców może elastycznie podchodzić do tego, jak pracownicy korzystają z nieobecności z powodu choroby, ale 16 proc. oświadczyło, że wyrzucili z pracy tych, którzy przedstawili lipne powody swej absencji" — stwierdził CareerBuilder.