Rolnicy znów opanowali Warszawę. W czwartek manifestacje zorganizowały wiejskie OPZZ oraz NSZZ „Solidarność" Rolników Indywidualnych. Protestujący domagają się wypłaty odszkodowań za szkody wywołane przez dziki oraz interwencji państwa na rynku trzody chlewnej. W Ministerstwie Rolnictwa dziwią się postulatom, bo część z nich jest od dawna zrealizowana.
– Nie rozumiem podnoszenia cały czas problemu odszkodowań za straty wyrządzone przez dziki, skoro w ostatni wtorek Rada Ministrów przyjęła rozporządzenie, które jednoznacznie załatwia sprawę. Na ten cel przeznaczymy ponad 6 mln zł – tłumaczy Marek Sawicki, szef resortu.
Ale protestujący domagają się dymisji ministra i chcą już rozmawiać tylko z premier Ewą Kopacz.
– Chcemy stabilizacji, żeby koszty produkcji się zwracały – podkreśla Jerzy Chróścikowski, przewodniczący NSZZ „Solidarność" RI.
Czy rolnicy mają powody, by protestować? – Absolutnie nie. Ich dochody w ostatnich latach rosły dwukrotnie szybciej niż w innych krajach UE – mówi prof. Andrzej Kowalski, dyrektor Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej. Dziwi się, że wielu z nich kupiło bajecznie drogie ciągniki, choć, by efektywnie ich używać, trzeba mieć 100, a nie 7 hektarów ziemi.