Andrzejczak zastąpi na tym stanowisku gen. Leszka Surawskiego, który zdecydował przerwać swoją kadencję (powinna trwać do 2020 r.) i zdjąć mundur. Nie do końca jasne są jego motywacje. Być może okazał się zbyt mało giętki w kontaktach z politykami.

O nowym szefie Sztabu Generalnego WP słychać tylko dobre opinie – zarówno od byłego szefa MON Tomasza Siemoniaka, jak i żołnierzy wojsk terytorialnych. Jest szanowany jako żołnierz. Przeszedł wszystkie szczeble dowódcze, był na misjach zagranicznych.

Nie należy jednak popadać w przesadny zachwyt. Przede wszystkim nie ma doświadczenia sztabowego. Mądrzy ludzie przekonują, że kandydat na takie stanowisko powinien przepracować kilka lat w tej instytucji i zdobyć doświadczenie w strukturach dowódczych NATO. To rozwiązanie idealne, w Polsce niestety nierealizowane. Rządy w MON Antoniego Macierewicza skutkowały odejściem kilkudziesięciu generałów. W wojsku powstała wyrwa kadrowa, której do dzisiaj nie udało się zasypać.

Nowy szef sztabu obejmuje stanowisko na dwa tygodnie przed szczytem NATO w Brukseli. Pytanie, czy szybko opanuje sztukę dyplomacji wojskowej. Nie można zapominać, że nie tylko politycy, ale też wojskowi (gen. Mieczysław Gocuł) dzięki swoim kontaktom doprowadzili do przesunięcia sił sojuszniczych na wschód. Niebawem, po wprowadzeniu nowego systemu kierowania i dowodzenia, Andrzejczak będzie pełnił rolę pierwszego żołnierza RP i budował pozycję Sztabu Generalnego jako organu odpowiedzialnego za dowodzenie. Pewnie dlatego obok wężyka generalskiego zabłysnęła właśnie na jego naramienniku trzecia gwiazdka (został awansowany na generała broni). Aby zapracować na czwartą – a takiej rangi powinien być szef Sztabu Generalnego WP, musi nie tylko zbudować nową pozycję w instytucji, na czele której stanie, ale też kreować działania związane z bezpieczeństwem państwa. Takie, jakich choćby nie prowadził poprzednik. Opinia publiczna nie wiedziała, jakie ma szef Sztabu stanowisko w kluczowych sprawach (np. WOT, modernizacji wojska, baz sojuszniczych w Polsce). W mediach nie istniał. Andrzejczak powinien też aktywnie budować kadrowe zaplecze Sił Zbrojnych. Dzisiaj mamy 68 generałów i admirałów, zdecydowanie za mało.

Nominacja na szefa SG świadczy o niestabilności na szczycie Sił Zbrojnych, w ciągu półtora roku odeszło dwóch takich dowódców. Miejmy nadzieję, że generał Rajmund Andrzejczak będzie gwarantem uspokojenia dzisiejszego „rozedrgania" armii, a prezydent Andrzej Duda mu w tym pomoże.