Dla nikogo zaskoczeniem nie był świetny wynik Aleksandry Dulkiewicz w przedterminowych wyborach na urząd prezydenta Gdańska. Zaskoczeniem nie było również niewystawienie kandydata na prezydenta przez PiS. Obóz Zjednoczonej Prawicy oddał pole po tym, jak Kacper Płażyński przegrał wcześniej z Pawłem Adamowiczem, a część gniewu społecznego po zabójstwie prezydenta Gdańska skupiła się właśnie na PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego nie mogła zaryzykować druzgoczącej porażki. I nie zaryzykowała.
Co innego Grzegorz Braun, radykalny reżyser i przedstawiciel nowo powstałej Konfederacji (koalicji m.in.: Janusza Korwin-Mikkego, Piotra Liroya-Marca, Narodowców, Marka Jakubiaka), który nie miał nic do stracenia, a mógł tylko zyskać. I zyskał. Dwucyfrowe poparcie Brauna, który z Gdańskiem nie ma nic wspólnego, to wynik, którego przemilczeć nie można. Tym bardziej że Płażyński nie poparł Brauna, a PiS przestrzegał przed głosowaniem na niego. Dla rosnącej w siłę Konfederacji, wynik Brauna to sukces i wiatr w żagle przed wyborami.
Trudno sobie wyobrazić, żeby konglomerat skrajnych prawicowców miał zabrać głosy Koalicji Europejskiej czy Wiośnie Roberta Biedronia. Nowy byt będzie żerował na elektoracie PiS i Kukiz'15. Ugrupowanie Pawła Kukiza przy niewielkiej aktywności politycznej utrzymuje zaskakująco stałe poparcie sondażowe, ale na hasła buntu z Konfederacją nie wygra.
Podczas każdych wyborów wyborca szuka partii buntu i radykalnych nośnych haseł. Tam gdzie PiS kluczy w sprawie aborcji – jest Kaja Godek z bezwzględnym zakazem aborcji. Tam gdzie PiS kluczy w sprawie niechęci do Unii Europejskiej– są Narodowcy, którzy chcą polexitu. Tam gdzie PiS milczy o Smoleńsku– jest Braun z serialem „Zamach smoleński". I tak można mnożyć.
Podobnie w kwestii podatków, gospodarki, polityki zagranicznej, lustracji itd. Konfederacja stawia na uproszczony, hasłowy, jasny i twardy przekaz, który części wyborców się podoba. Bez półcieni, które cechują duże czołowe ugrupowania polityczne. Drugi wynik Brauna w Gdańsku nie gwarantuje oczywiście budowy bloku na miarę dużej partii rządzącej lub opozycyjnej, ale może być początkiem przejmowania wyborców rozczarowanych mało radykalnymi rządami PiS, ustępstwami w polityce międzynarodowej, brakiem dowodów na „zamach smoleński", nierozliczeniem winnych za „afery" rządów PO-PSL itd.