Westerplatte – symbol rozpoczęcia II wojny światowej – miejscami przypomina śmietnik. A pozostałości po dawnych budynkach fortecznych budzą tylko politowania. Bez dwóch zdań za ten stan winę ponoszą zarówno władze samorządowe, jak i państwowe, które przez wiele lat nie robiły nic, aby to miejsce uporządkować.
Od trzech lat między gdańskim magistratem i resortem kultury toczy się spór polityczny o Westerplatte. Jego prapoczątkiem stało się przejęcie przez PiS kontroli nad Muzeum II Wojny Światowej. Do dzisiaj jednak teren dawnej strażnicy wojskowej nie został ani „odbity" przez rząd, ani uporządkowany, a to w kontekście rychłej 80. rocznicy wybuchu wojny jest kompromitujące.
Przeczytaj też: Paweł Kowal: Czy potrzebujemy wojny o Westerplatte?
PiS, aby popchnąć sprawę do przodu, przygotował specustawę, która ma mu nawet pozwolić przejąć ten teren. Opór w tej materii gdańskiego magistratu wydaje się zrozumiały. Trzy lata temu PiS pozornie wygrał spór o Muzeum II Wojny Światowej. Dzisiaj wiemy, że chodziło nie tylko o obsadzenie tej placówki swoimi ludźmi, ale przede wszystkim o wygranie wojny o pamięć, która ciągle jest wykorzystywana w sporze politycznym.
Czy zatem władze Gdańska mogą mieć zaufanie do rządu, w sytuacji gdy już raz zastosował on – używając kolokwialnego określenia – metody na rympał, aby przejąć inną placówkę?