Najwięcej uwagi w ciągu ostatnich kilkunastu godzin poświęca się temu, w jaki sposób KO - w praktyce Platforma - ma wyłonić kandydata lub kandydatkę na prezydenta. Prawybory forsuje Schetyna i jego środowisko. Powstaje pytanie, czy rzeczywiście w obecnych warunkach KO prawybory są potrzebne?
Idea prawyborów była szeroko omawiana na posiedzeniu zarządu. Do podjęcia decyzji nie doszło, co zdaniem naszych rozmówców świadczy o słabości całej koncepcji i słabości obecnej pozycji forsującego ją Schetyny, który dzień wcześniej odbył spotkanie z baronami PO, których miał do prawyborów przekonywać. Jednak po dyskusji na posiedzeniu zarządu do głosowania nie doszło, żadne decyzje nie zapadły.
- To kolejne posiedzenie zarządu, które nie poszło po myśli Schetyny - zwraca nam uwagę jeden z rozmówców z PO. Pisze o tym też Wirtualna Polska. Wątpliwości w czasie posiedzenia zarządu mieli wyrażać nawet ludzie, którzy uchodzili do tej pory za zwolenników Schetyny. Lider PO ogłosił później, że zarząd spotka się po raz kolejny za kilka dni, 8 listopada. Najpewniej po to, by jeszcze raz Schetyna mógł przekonywać do koncepcji prawyborów. Istnieje jednak ryzyko, że za kilka dni pomysł będzie miał jeszcze słabsze poparcie.
Powodów do wątpliwości jest wiele - niektóre z nich by omawiane na środowym posiedzeniu. Prawybory sprawdziły się w polskich warunkach jako sposób na przyciągnięcie uwagi w mediach, gdy kandydaci są politykami o zbliżonym formacie. Tak było w 2010 roku, gdy rywalizowali ze sobą Bronisław Komorowski i Radosław Sikorski. Teraz jednak mogłoby dojść do innej sytuacji. Kontrkandydatami Kidawy-Błońskiej byliby potencjalnie politycy o dużo mniejszym doświadczeniu - jak np. przedstawiciele Zielonych czy Nowoczesnej.
Po drugie, Koalicja Obywatelska nie potrzebuje przyciągać uwagi mediów. Nie jest niewielkim ugrupowaniem, które - jak Konfederacja - organizuje prawybory by zaciekawić.