Idea IV RP należy – czy nam się to podoba, czy nie – do przeszłości. Spory o nią uważam więc dzisiaj za jałowe. Z pewnością będzie ona przykuwać uwagę historyków, ale ani opinia publiczna, ani politycy nie będą interesować się jej dalszymi losami. Dlatego niniejszy tekst to moje ostatnie słowo w tej sprawie.
Do dzisiaj jestem przekonany, że idea IV RP nie była wymysłem ideologiczno-propagandowym, tylko rzetelnym projektem głębokich przemian państwa i polityki. Chodziło o powstrzymanie procesu staczania się polskiej demokracji w kierunku bananowej republiki. A w „Polsce Rywina” byliśmy na najlepszej do tego drodze.Koncepcja IV RP była wielowątkowa, ale cztery jej elementy uważam za najważniejsze. Po pierwsze, składał się na nią postulat dokończenia rozliczeń z PRL-owską przeszłością, czyli przeprowadzenie wreszcie rzetelnej lustracji, uzupełnionej być może (choć ja uważałem to za niewykonalne) o jakieś elementy dekomunizacji. Kolejnym składnikiem miała być polityka historyczna, a więc kreowanie – zarówno w kraju, jak i za granicą – takiego wizerunku Polski, który uzasadniałby nasze poczucie dumy narodowej i aspiracje do zajęcia miejsca w pierwszym szeregu państw europejskich. Po trzecie, chodziło o podjęcie zdecydowanej walki z największą chyba plagą naszego życia społecznego, czyli korupcją. Rak korupcji niszczy tkankę więzi społecznych, spowalnia rozwój gospodarczy, osłabia poczucie identyfikacji obywateli z państwem.
Gdy za rządów Leszka Millera Polska prześcignęła na niechlubnej liście krajów najbardziej skorumpowanych nawet Rosję, stało się oczywiste, że zabrnęliśmy w ślepą uliczkę, z której trzeba jak najszybciej zawrócić. Ostatnim wreszcie – i zdecydowanie najważniejszym – elementem idei IV RP był postulat głębokiej instytucjonalnej przebudowy państwa. Celem miało być z jednej strony jego wzmocnienie przez nadanie mu większej sterowności i skuteczności zarządzania, z drugiej – ograniczenie jego kompetencji, by możliwie dużo przestrzeni pozostawić oddolnej inicjatywie obywateli i ich zrzeszeń czy wspólnot.
Hasło IV RP po wyborach 2005 roku umieszczone zostało na sztandarach zwycięskiej partii. W rzeczywistości jednak los treści składających się na to hasło był raczej opłakany. Ustawa lustracyjna okazała się prawnym bublem i – mam wrażenie – zniechęciła Polaków do dalszego zajmowania się kwestią odpowiedzialności za nieprawości czasów komunizmu. Rzecz jasna sprawy tej nie da się zostawić w obecnym stanie. Zgodnie z prawem IPN systematycznie publikować będzie kolejne listy materiałów z archiwów dawnej SB.
Nie przesądzają one o winie osób przedstawionych w nich jako tajni współpracownicy i z pewnością częste będą protesty ze strony tych, którzy uważają się za bezpodstawnie zniesławionych. Czy ustawa w obecnym kształcie stwarza im szansę na skuteczną obronę dobrego imienia? I – z drugiej strony – czy Polacy nie powinni w takich sprawach mieć poczucia pewności, że oskarżenia są uzasadnione? Przypuszczam więc, że nie będzie innego wyjścia, jak powołać zespół posłów, którzy z dala od medialnego zgiełku i partyjnych przepychanek przygotują jakąś nowelizację ustawy.