Prezes z uśmiechem Mona Lizy

Sławomir Broniarz. Niezadowoleni związkowcy ukuli termin „broniarzowanie”, czyli zapowiadanie protestów niewcielanych w czyn. Taką strategię uprawia podobno szef Związku Nauczycielstwa Polskiego

Aktualizacja: 13.09.2008 07:57 Publikacja: 13.09.2008 03:32

Prezes z uśmiechem Mona Lizy

Foto: Rzeczpospolita

Jako pierwszy w nowym sezonie politycznym dał sygnał do protestów płacowych. Ale rząd Donalda Tuska nie jest ani pierwszym, ani zapewne ostatnim, któremu szef ZNP groził pistoletem strajkowym.

Gdy 50-letni Sławomir Broniarz – były nauczyciel historii, a od 27 lat działacz ZNP – siada do negocjacji z rządem, jest nieustępliwy. – Gdybym miała wskazać osobę, która przysporzyła mi najwięcej siwych włosów, byłby to Broniarz – mówi Krystyna Łybacka z SLD, minister edukacji w rządzie Leszka Millera. – Prywatnie jest miły, wrażliwy, wręcz nieśmiały. A gdy siada do negocjacji, zamienia się w beton nie do przebicia.

Łybacka wspomina, jak na początku rządów Millera zamrożono podwyżki płac dla prawie całej budżetówki, z wyjątkiem nauczycieli: – Dostali niebagatelne podwyżki od 1 września 2002 roku, a mimo to Broniarz wykłócał się, żeby przyznać je już od sierpnia.

W końcu była minister popadła w ostry konflikt z Broniarzem. – Nauczyciele, jak wszyscy, mają 40-godzinny tydzień pracy, ale tylko 18 godzin zajęć lekcyjnych. Zaapelowałam, żeby zatem dwie godziny przeznaczyli jeszcze na zajęcia pozalekcyjne z uczniami – opowiada Łybacka. – A Broniarz ostro zarzucił mi, że chcę ich obciążyć dodatkowymi zajęciami!

Miller sądzi jednak, że Broniarz był związkowcem rozważnym. – Tylko wymyślił sobie, że Łybacka jest jego głównym wrogiem. Związkowcy bywają bardziej radykalni wobec politycznych przyjaciół niż przeciwników – tłumaczy były premier.

Ale prawicowi ministrowie, czyli przeciwnicy polityczni, wcale nie mieli z Broniarzem lepiej. Senator PO Edmund Wittbrodt, minister edukacji w rządzie Jerzego Buzka, wspomina, że ciągle pracował pod odbezpieczonym pistoletem strajkowym. – Broniarz żyje z protestów i demonstracji – mówi. – Zawsze zgłasza żądania płacowe i nie daje żadnemu rządowi czasu na decyzje. Zapowiedział protesty kilka miesięcy przed przyjściem obecnej ekipy!

Chyba najostrzejszy konflikt Broniarz miał z Romanem Giertychem, wicepremierem i ministrem edukacji w rządach PiS. W maju 2006 r., zaledwie parę dni po objęciu stanowiska przez lidera Ligi Polskich Rodzin, szef ZNP poparł marsz uczniów pod hasłem: „Giertych? Nigdy w życiu!”. Miesiąc później sam zaczął się domagać odwołania ministra, zarzucając mu skrajne poglądy. Eskalował też żądania płacowe.

Ale Giertych okazał się twardym graczem. Najpierw zaczął przypominać postkomunistyczną przeszłość ZNP, później osobom rekomendowanym przez związek nie przyznał odznaczeń w święto nauczyciela. Na koniec MEN zapowiedziało, że nie powoła na dyrektorów szkół osób, które nie odetną się od komunistycznego dziedzictwa ZNP. Broniarz był w defensywie. Poprosił nawet rzecznika praw obywatelskich o mediacje między nim a Giertychem.

Ostatecznie spotkanie obu panów zorganizował w swym gabinecie Andrzej Lepper, lider Samoobrony, wtedy wicepremier. Rozmawiali pół godziny, potem nagle się dogadali.

– Bo z mojej strony to była taktyka negocjacyjna. Bałem się radykalizmu Broniarza i wolałem zrobić piekło, żeby przyjął moją ofertę – śmieje się Giertych. Przyznaje, że czuje sympatię do szefa ZNP: – Lubię go, choć to człowiek z zupełnie innej opcji politycznej. Po ostatnich wyborach rozmawialiśmy kilka razy. Dzwonił do mnie.

Prywatnie jest miły, wrażliwy i wręcz nieśmiały. A gdy siada do negocjacji, zamienia się w beton nie do przebicia - Krystyna Łybacka (SLD), była minister edukacji

Ale Broniarz nie tylko przy Giertychu zapowiadał eskalację strajków, a później się z tego wycofywał. – Nigdy nie doszło do strajku w czasie matur, choć Broniarz nieustannie straszy tym MEN – mówi Lidia Jastrzębska, była redaktor naczelna „Głosu Nauczycielskiego” i dawna rzeczniczka ZNP.

Szeregowym związkowcom coraz mniej się to podoba. Grażyna, nauczycielka ze Świętokrzyskiego, jest rozżalona poczynaniami prezesa: – Wielu nauczycieli chciało w czasie matur zastrajkować. Mocno, żeby nas w końcu zauważono. A Broniarz nie chciał podjąć decyzji. Nie wiem, czy ułożył się z rządem, czy czegoś się bał. Przez to teraz musi walczyć o zachowanie twarzy, bo coraz częściej słyszy się głosy, że się nie sprawdził.

Krytyczne uwagi o prezesie wpisywane są na forum internetowym ZNP. Związkowcy nazwali „broniarzowaniem” strategię zapowiadania protestów i niewcielania ich w czyn. – Są działacze mniej i bardziej radykalni, a prezes musi wyważyć wszystkie racje. Jest konsekwentny – broni szefa Artur Ostrowski z SLD, działacz ZNP.

Nauczycielom nie podoba się też brak porozumienia między związkami zawodowymi w branży – jednego dnia protestuje „Solidarność”, a drugiego ZNP. Według Jastrzębskiej to właśnie Broniarz torpedował latami porozumienie z „S”. – Wielokrotnie podejmowano próby doprowadzenia do wspólnej konferencji lub rozmów, ale u niego to było nie do przewalczenia – opowiada. Dlatego zdziwiła się, gdy w tym roku pierwszy raz ZNP demonstrował razem z „S”. – To świadczy o ogromnej determinacji środowiska – sądzi.

– Broniarz wie, o co chodzi w działalności związkowej – ocenia Krzysztof Janik, były lider SLD. Rzeczywiście, nawet przeciwnicy szefa ZNP uważają, że za jego czasów związek został unowocześniony i zaczął działać jak sprawne przedsiębiorstwo. – Prezes zrobił nawet studia podyplomowe na SGH, żeby być lepszym menedżerem – przyznaje Jaworska. Broniarz dokonał też niemożliwego – wprowadził ZNP na światowe salony związkowe, co przez lata blokowała „S”. Największe centrale nauczycielskie odmawiały przyjęcia ZNP. Broniarz znalazł Światową Konfederację Nauczycieli (WCT) – organizację chrześcijańsko-demokratyczną, słabą, ale z tradycjami. ZNP został do niej przyjęty, bo był jednym z najliczniejszych związków, jakie miała. – I tak chrześcijańskim polskim związkiem nauczycielskim stał się postkomunistyczny ZNP – drwi jeden z działaczy „S”. Ale przyznaje – to był sprytny zabieg. Gdy w 2003 r. WCT zostało wchłonięte przez Międzynarodówkę Edukacyjną, największą organizację, Broniarz wygryzł z zarządu Europejskiego Komitetu Związków Edukacji przedstawiciela „S”. Sam został jedynym reprezentantem Polski i do dziś zasiada we władzach tej organizacji.

W ZNP prezes wywołuje diametralnie różne odczucia. Jedni go nienawidzą, a inni wręcz uwielbiają.

Etatowi pracownicy związku mają mu za złe bardzo formalne stosunki i autorytaryzm. Posunięty do tego stopnia, że czasami Broniarz dzwoni kilka minut przed ósmą, pytając, kto już jest w pracy i co robi. Nie jest też specjalnie hojny. Sam zarabia 9 tys. zł brutto. To więcej niż minister edukacji Katarzyna Hall, której płaca wynosi 8 tys. zł brutto. Ale w ZNP narzekają na płace i oszczędności. Urszula Woźniak z Zarządu Głównego mówi: – Prezes oszczędnie zarządza finansami, można wręcz powiedzieć, że jest sknerowaty. Gdy w sierpniu pojechaliśmy na negocjacje dwoma samochodami, to rzecznik ZNP zrobił ogromne oczy i powiedział: „Prezes zwykle nie jest tak rozrzutny”.

Natomiast Bożena Mania, polonistka i szefowa lubuskiego ZNP, jest zauroczona „kolegą prezesem”. Poznała go na zjeździe w 1994 r. – Miał jakieś 35 lat. Był wtedy wiceszefem związku od spraw gospodarczych. Wysoki, szczupły. Pełen młodzieńczej werwy – wspomina. Według niej od razu widać było, że nadaje się na prezesa: – Bo nasz prezes musi mieć co najmniej 176 cm wzrostu. Liczy się postawa, a Sławek ją ma.

Zdaniem polonistki prezes ma też podejście do kobiet. Jest szarmancki. Zawsze uśmiechnięty. – Jak Mona Liza, bo nie jest to uśmiech jakiś kabaretowy, ale taki tajemniczy. Kobiety to lubią, a 70 proc. związku to panie – opowiada Mania.

Przypuszcza, że prezesem interesuje się niejedna działaczka.

Ale szef ZNP jest żonaty. Zdjęcie małżonki towarzyszy mu w każdej podróży służbowej, bo widnieje na tapecie laptopa. Mimo to pani Bożena na 50. urodziny wysłała mu pocztą w imieniu swego okręgu bukiet kwiatów i kosz mandarynek. Do przesyłki dołączony był liścik: „Żyj jak najpiękniej. Spełniaj się w każdej roli”. Mania opowiada: – Kilka minut po tym, gdy posłaniec doręczył kwiaty, dzwoni telefon od prezesa. Odbieram – cisza. „Halo prezesie” – mówię. Dopiero po chwili odpowiedział: „Nie wiem, co powiedzieć. Dziękuję”.

Jako pierwszy w nowym sezonie politycznym dał sygnał do protestów płacowych. Ale rząd Donalda Tuska nie jest ani pierwszym, ani zapewne ostatnim, któremu szef ZNP groził pistoletem strajkowym.

Gdy 50-letni Sławomir Broniarz – były nauczyciel historii, a od 27 lat działacz ZNP – siada do negocjacji z rządem, jest nieustępliwy. – Gdybym miała wskazać osobę, która przysporzyła mi najwięcej siwych włosów, byłby to Broniarz – mówi Krystyna Łybacka z SLD, minister edukacji w rządzie Leszka Millera. – Prywatnie jest miły, wrażliwy, wręcz nieśmiały. A gdy siada do negocjacji, zamienia się w beton nie do przebicia.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości