Złe emocje marszałka Borusewicza

W wywiadzie Bogdana Borusewicza dla „Rzeczpospolitej” („IPN nie może podsycać złych emocji”, 19 września 2008 r.) znalazły się opinie, które z uwagi na ich wypaczony obraz i krzywdzący charakter nie powinny pozostać bez komentarza - pisze dr Sławomir Cenckiewicz.

Aktualizacja: 23.09.2008 01:11 Publikacja: 22.09.2008 15:52

Sławomir Cenckiewicz

Sławomir Cenckiewicz

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Marszałek Borusewicz po raz kolejny próbuje zdyskredytować moją osobę twierdząc, że jestem politykiem, ale niestety nie podaje żadnych argumentów na potwierdzenie swojej tezy. Podobnie rzecz się ma z opinią, że twierdzę rzekomo, iż Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża powstały przeciwko Komitetowi Obrony Robotników. Tutaj znów zabrakło konkretów – gdzie pisałem w ten sposób, w jakiej publikacji?

Od kilku dni Borusewicz zarzuca mi też kłamstwo, gdyż twierdzę, że zarówno on osobiście (15 września), jak i przedstawicielka jego biura – Małgorzata Gładysz (10 września) interweniowali w kierownictwie gdańskiego IPN w sprawie zapraszania na nasze imprezy edukacyjne małżeństwa Gwiazdów. Tego typu praktyki przypominają zgoła inną epokę, a styl i forma, w jakiej to uczyniono, świadczą o emocjonalnym traktowaniu tej sprawy przez marszałka. Zresztą obie interwencje doczekały się stosownych notatek służbowych, które zostały przekazane przełożonym.

Sytuacja z ostatnich dni jest dobrą okazją do przypomnienia podobnych zachowań ze strony marszałka Borusewicza z przeszłości. Już w styczniu 2005 r. doszło do podobnej sytuacji. Borusewicz był wówczas wicemarszałkiem sejmiku województwa pomorskiego, z którym notabene utrzymywałem poprawne relacje (m.in. wymienialiśmy się archiwaliami). Podczas spotkania w jego gabinecie w Urzędzie Marszałkowskim w Gdańsku, którego celem miało być zebranie przeze mnie relacji na temat działalności Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, Borusewicz w zdecydowanych i „żołnierskich” słowach udzielił mi reprymendy w związku z moją książką „Oczami bezpieki” (chodziło o niezadowalający go opis Lecha Wałęsy, Edwina Myszka oraz genezy Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża). Oświadczył, że nie będzie więcej ze mną dyskutował i że w ogóle ma już dość kontaktów z IPN, po czym, nie przebierając w słowach, wyrzucił mnie z gabinetu. O sprawie powiadomiłem swoich przełożonych w IPN i sporządziłem obszerną notatkę.

Pan marszałek powinien o tym pamiętać, zanim postawi zarzut, że historycy z IPN piszący o gdańskiej opozycji nigdy się z nim nie kontaktowali i nie prosili o pomoc. To właśnie złe emocje marszałka Borusewicza uniemożliwiają rzetelną dyskusję o historii. Nikt w IPN nie podsyca złych emocji i gdyby marszałek Senatu zechciał obejrzeć zapis wideo z zajęć edukacyjnych w Zespole Szkół Plastycznych (w którego posiadaniu jesteśmy) z udziałem małżeństwa Gwiazdów, toby się o tym przekonał. Zresztą żaden z zapraszanych przez nas świadków historii (w tym również Gwiazdowie) nigdy nie stawiał warunku, że przyjdzie i wesprze akcję edukacyjną IPN, jeżeli na analogiczne spotkanie nie zaprosimy np. Borusewicza.

Ale przecież w całym sporze nie chodzi o merytoryczne argumenty. Z interwencji Borusewicza i jego pracownicy wynika bowiem, że zgadza się on tylko na taką wersję historii i takich jej świadków, których on sam akceptuje, a ci, z którymi się nie zgadza, to „oszołomy” i badacze o „skrajnych” poglądach politycznych. Postawa ta nie należy do oryginalnych, co nie znaczy, że historyk, a tym bardziej IPN, powinien jej ulegać, gdyż w demokracji nie ma mowy o interwencjach telefonicznych polityków w sprawie zajęć szkolnych prowadzonych przez niezależne instytucje oświatowe.

Moim zdaniem wolny badacz i niezależny instytut edukacyjno-naukowy nie mogą zgodzić się na takie dictum. Muszą być odporni na pohukiwania polityków, choćby nawet tych o największych zasługach z okresu walki z komunizmem. Borusewicz zdaje się twierdzić – jak wynika z jego publicznych wypowiedzi – że ze względu na swoje wielkie zasługi, których zresztą nigdy nie podważałem, ma wyjątkowy mandat do ogłaszania niekwestionowalnych prawd o przeszłości i do wyznaczania kierunków badawczo-edukacyjnych w historii. I na to właśnie zgodzić się nie można. W przeciwnym razie musielibyśmy uznać za wiarygodne chociażby pomówienia pod adresem czołowego działacza trójmiejskiego podziemia Marka Kubasiewicza, którego przed laty Borusewicz publicznie oskarżył o współpracę z SB (Borusewicz, „Jak runął mur”, Warszawa 2005, s. 17).

Marszałek Borusewicz po raz kolejny próbuje zdyskredytować moją osobę twierdząc, że jestem politykiem, ale niestety nie podaje żadnych argumentów na potwierdzenie swojej tezy. Podobnie rzecz się ma z opinią, że twierdzę rzekomo, iż Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża powstały przeciwko Komitetowi Obrony Robotników. Tutaj znów zabrakło konkretów – gdzie pisałem w ten sposób, w jakiej publikacji?

Od kilku dni Borusewicz zarzuca mi też kłamstwo, gdyż twierdzę, że zarówno on osobiście (15 września), jak i przedstawicielka jego biura – Małgorzata Gładysz (10 września) interweniowali w kierownictwie gdańskiego IPN w sprawie zapraszania na nasze imprezy edukacyjne małżeństwa Gwiazdów. Tego typu praktyki przypominają zgoła inną epokę, a styl i forma, w jakiej to uczyniono, świadczą o emocjonalnym traktowaniu tej sprawy przez marszałka. Zresztą obie interwencje doczekały się stosownych notatek służbowych, które zostały przekazane przełożonym.

Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości