W minionym tygodniu Stefan Niesiołowski przekroczył kolejną granicę. W programie "Kropka nad i" porównał trzy programy TVP do propagandy stanu wojennego i kampanii 1968 roku. Jedyną przyczyną tego była antypatia, jaką wicemarszałek darzy ich autorów (jednym z nich jestem ja), którzy nie należą do apologetów obecnej władzy.
Akurat z powodu specyfiki tych programów ich twórcy nie zajmują w nich wyrazistej pozycji w aktualnych sporach partyjnych. W odniesieniu do sprawy ma to zresztą znaczenie trzeciorzędne. Istotne, że ważny polityk rządzącej partii, wicemarszałek Sejmu, bez cienia uzasadnienia rzuca najgorsze insynuacje pod adresem niewygodnych dziennikarzy.
[srodtytul]Medialny festiwal[/srodtytul]
Na drugi dzień przywódca partii opozycyjnej Jarosław Kaczyński z trybuny sejmowej zarzucił Niesiołowskiemu sypanie w czasie śledztwa przeciw Ruchowi. Chodziło o zeznania, jakie po aresztowaniu złożył Niesiołowski. Za przynależność do opozycyjnej organizacji skazany został na siedem lat więzienia, z czego odsiedział ponad cztery.
Brutalne oskarżenie ze strony Kaczyńskiego uczyniło z Niesiołowskiego na powrót ofiarę. Nie tylko spowodowało jego medialny festiwal, ale do pewnego stopnia stało się usprawiedliwieniem brutalnego języka, jakiego używał wobec swoich politycznych adwersarzy. W hałasie medialnym obelgi Niesiołowskiego sprowadzone zostały do ataków na Kaczyńskiego, który zachował się absolutnie niedopuszczalnie.