Jesteśmy podzieleni. Nie na biednych i bogatych. Nie na tych z ZOMO i tych, co stali naprzeciwko. Polaków różni stosunek do państwa. Czy ma roztaczać nad nami opiekę i troszczyć się o codzienne problemy, czy może tylko administrować i nie przeszkadzać nam w samorealizacji?
To najważniejsza debata ze wszystkich, które toczą się dziś w kraju. Kiepsko uświadomiona, ale wszechobecna. Rozgrzewa kolejki do lekarza, państwowe uczelnie, emerytów w sile wieku i nawet prywatne firmy liczące na rządowe wsparcie.
[srodtytul]Fałszywe sygnały[/srodtytul]
W tym roku deficyt budżetowy może wynieść 40 mld zł. Dwa razy więcej, niż planowano przed kryzysem. Czy rząd będzie łatać dziurę, redukując nieproporcjonalnie wysokie wydatki socjalne, czy podnosząc podatki, składki zdrowotne i zwiększając zadłużenie państwa? Decyzja jest trudna, ale wybór prosty. Wierzymy albo w kapitalizm, albo w socjalizm. [wyimek]Kapitalizm nie jest tylko po to, żeby rosła wydajność fabryk i ludzie szybciej się bogacili. Ostatecznym celem jest wolność indywidualna i demokracja [/wyimek]
Za kilka dni, może tygodni rząd będzie musiał zdecydować, po której stronie stoi. Program „Polska 2030” nie rozstrzygnie się gdzieś tam w abstrakcyjnej przyszłości, ale tu i teraz. Albo rząd będzie dalej brnął w zwiększanie podatków i dla politycznego spokoju mnożył deficyt budżetowy, albo zdecyduje się na wzmacnianie mechanizmów rynkowych i redukcje wydatków.