Trudno doprawdy zrozumieć, dlaczego Saakaszwili zdecydował się zburzyć w Kutaisi wielki pomnik sławiący zwycięstwo nad faszyzmem. Argument, że w jego miejscu ma stanąć nowy budynek parlamentu, brzmi mało przekonująco. Na zdjęciach z operacji wysadzenia pomnika widać, że miejsca w okolicy nie brakuje. Pomysł przeniesienia posiedzeń posłów do Kutaisi, położonego 200 km na zachód od Tbilisi, też jest dziwaczny. Saakaszwili pewnie chętnie w ogóle przeniósłby stolicę, bo ta dzisiejsza, inteligenckie Tbilisi, go nie lubi. Poparcie ma na prowincji i ukłonem w jej stronę miała być zapewne przeprowadzka parlamentu (zresztą niezbyt ważnego w Gruzji).
Zniszczenie pomnika to prowokowanie Rosji półtora roku po przegranej z nią wojnie o Osetię Południową. To uderzenie w czuły punkt, czyli podważanie wkładu Rosjan i ZSRR w obalenie Hitlera. A także uderzenie we własnych weteranów i ich rodziny. W radzieckim wojsku walczyły tysiące Gruzinów, to była także ich armia. Dla wielu ludzi to jedno z najważniejszych wspomnień rodzinnych. Zetknąłem się z tym w sierpniu 2008 roku, właśnie w czasie wojny o Osetię. Sędziwy fryzjer, który mnie strzygł w Tbilisi, opowiadał, jak w latach 60. wyruszył do Polski, by odnaleźć grób swojego brata. Poległ w walce z Niemcami prawdopodobnie gdzieś pod Krakowem w wieku 19 lat. Poszukiwania nic nie dały. Pozostały żal i ból, którego gruziński prezydent najwyraźniej nie rozumie.
Saakaszwilemu wadził pomnik sławiący zwycięstwo armii radzieckiej, bo pewnie kojarzy mu się tylko z Rosją, ale nie przeszkadza mu wielki pomnik Stalina w leżącym między Tbilisi i Kutaisi – Gori. Ani tamtejsze, państwowe, muzeum dyktatora – sowieckiego, ale Gruzina. Trudno więc uwierzyć, by Saakaszwili rozliczał się ze stalinowską przeszłością. By chodziło mu o to, że zgodnie z prawdą radziecka armia to nie tylko chwała, ale i zbrodnie.
W obronie pomnika stanęły nie tylko Moskwa, ale i gruzińska opozycja. Saakaszwili znowu może mówić, że jego przeciwnicy polityczni mają poglądy takie jak Kreml, a może nawet mu służą. Świat nie powinien się jednak dać nabrać na ten podział na prawdziwych patriotów z
Saakaszwilim na czele i rosyjskich sprzedawczyków. W opozycji są i prorosyjscy politycy, ale nie znaczy to, że bez Saakaszwilego nie będzie prawdziwie niepodległej prozachodniej Gruzji.