Ruszyli z posad bryłę świata

Nie da się rozstrzygnąć, kto i w jakim procencie przyłożył rękę do upadku komunizmu. Ale wśród nominowanych do głównej nagrody na pewno są Michaił Gorbaczow i Wojciech Jaruzelski

Aktualizacja: 17.03.2010 09:36 Publikacja: 16.03.2010 19:05

Jaruzelski miał możność oddziaływania na Gorbaczowa w nie mniejszym stopniu, niż Gorbaczow na niego

Jaruzelski miał możność oddziaływania na Gorbaczowa w nie mniejszym stopniu, niż Gorbaczow na niego - pisze publicysta. Na zdjęciu Michaił Gorbaczow i Wojciech Jaruzelski podczas X zjazdu PZPR w Warszawie, lipiec 1986 r.

Foto: RIA NOVOSTI

Red

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/17/waldemar-kuczynski-ruszyli-z-posad-bryle-swiata/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Piętnastego marca minęło 20 lat od wyboru Michała Gorbaczowa na stanowisko prezydenta ZSRR. Ale nie ta data jest ważna, lecz wcześniejsza od niej o pięć lat, gdy po śmierci I sekretarza KPZR Konstantina Czernienki 11 marca 1985 roku jego następcą został wówczas prawie nieznany Michał Gorbaczow – 54-letni "młodzieniec" na tle wcześniejszych trzech gerontokratów kierujących Krajem Rad.

Chciałbym z okazji tej ważniejszej rocznicy podzielić się wspomnieniem, kiedy dostrzegłem pieriestrojkę. Trzeba dodać, że ówczesnym obserwatorom przychodziło to trudno i nawet wtedy, gdy jak na dłoni widać było, iż w ZSRR "coś się zaczęło", wielu z nich machało lekceważąco ręką lub mówiło, że to mistyfikacja usypiająca Zachód, za którą są ciemne zamiary Kremla.

[srodtytul]Gdy "Prawda" znormalniała[/srodtytul]

W połowie lat 80. mieszkałem z rodziną pod Paryżem i regularnie komentowałem wydarzenia gospodarcze, a także polityczne w Radiu Wolna Europa. Paryskie studio polskiej rozgłośni, podobnie jak studia innych sekcji narodowych RWE, mieściło się razem z Radiostacją Swoboda, mutacją Wolnej Europy nadającą po rosyjsku. Z kaliskiego gimnazjum im. Adama Asnyka wyniosłem dobrą znajomość tego języka i w Polsce zdarzało mi się czytywać "Prawdę", główny organ władzy radzieckiej. "Prawda" i inne gazety z ZSRR leżały na stoliku w przedpokoju studia. Pewnego wiosennego dnia 1986 roku, czekając na nagranie, wziąłem "Prawdę" do ręki i chyba nawet osłupiałem, bo gazeta pisała ludzkim językiem, odideologizowanym, "świeckim". Nie sama treść nawet mnie zaskoczyła, bo tego nie pamiętam, tylko zmiana stylu, i to do dziś pamiętam. Znikło marne kaznodziejstwo komunistycznej nowomowy: raz uroczyste, wzniosłe, radosne, innym razem agresywne, wściekłe, zawsze napuszone. Pojawił się normalny język.

Od kilku lat robiłem comiesięczne kroniki na temat polskiej opozycji dla rosyjskiego emigracyjnego miesięcznika wychodzącego w Monachium "Strana i Mir". Poruszony tym, co zobaczyłem w "Prawdzie", zadzwoniłem do Wadima Menikera, redaktora miesięcznika, z którym byłem w kontakcie, i powiedziałem mu: coś się u was zaczyna dziać, bo "Prawda" zaczęła pisać ludzkim językiem. Na co on bagatelizująco: nie, to są chwyty pod zachodnią publiczkę.

[srodtytul]Pierwszy wyłom[/srodtytul]

Potem były wakacje, które przesiedzieliśmy z rodziną nad oceanem w pobliżu granicy hiszpańskiej. Kiedy wróciłem do domu, odezwał się Wadim, mówiąc: "Chyba miałeś rację, coś się dzieje, bo w gazetach drukują teksty niedawno do wyobrażenia tylko w samizdacie (czyli w ich drugim obiegu – przyp. W.K.). Robimy sondę, napisz dwie strony, co o tym sądzisz". Napisałem tekst "Pierwszy wyłom", który jesienią 1986 roku ukazał się w "Stranie i Mirze", potem w paryskim "Kontakcie" i poszedł też w eter przez RWE. Pisałem w nim tak: "To, co od pewnego czasu dzieje się w Związku Sowieckim, zasługuje na coś więcej niż lekceważące wzruszenie ramionami. Ów ciąg wydarzeń nazywany tam oficjalnie mianem pieriestrojki przypomina początek tak zwanej odwilży. Odwilż to pierwsze objawienie faktu, że kraj wszedł w stan czynnego kryzysu, a zarazem niezbędny pomost ku ewentualnym dalszym fazom kryzysu. Ku fazom, w których na scenie życia publicznego pojawia się dawno niewidziany aktor – społeczeństwo, a na porządku dnia stają fundamentalne problemy porządku społecznego i politycznego.

Wśród polskiej inteligencji modna jest "zinowjewszczyzna". Przekonanie, że Związek Sowiecki składa się z dwustu kilkudziesięciu milionów zdemoralizowanych, lecz w istocie zadowolonych "ludzi sowieckich", co gwarantuje tam nieśmiertelną stabilność komunizmu. Ja nigdy do wyznawców koncepcji Zinowjewa nie należałem. Opisał on, jeśli tak można powiedzieć, obronną warstwę psychiki, która wytwarza się u każdego zmuszonego do życia w komunizmie... Pod tą nabytą skorupą jest człowiek normalny; Rosjanin, Ukrainiec, Litwin. Jeśli ona pęknie, to prędzej czy później – mówiąc wzniośle – wejdzie na scenę lud i stanie się czynnikiem współokreślającym dynamikę Związku Sowieckiego... Nikt nie może teraz powiedzieć, jak daleko pójdą zmiany, które zaczęły się jakieś półtora roku temu. Pewne jest tylko, że ogromne, bezwładne koło zamachowe, jakim była Rosja Sowiecka, ruszyło z miejsca po raz pierwszy od 30 lat".

[srodtytul]Nadzieja ze Wschodu[/srodtytul]

Ruszyło i tak się rozkręciło, że się rozwaliło i nad dawnym obozem socjalistycznym zaświeciło słońce wolności, choć tu i ówdzie przyćmione, ale w porównaniu z tym, od czego odchodziła ta część globu, promienne, nawet na Białorusi. Prawie natychmiast zauważyłem powiązanie między odwilżą moskiewską a sytuacją w Polsce, czego świadectwem było nieoczekiwane zwolnienie więźniów politycznych w ślad za telewizyjnym wystąpieniem generała Kiszczaka 11 września 1986 roku. Ta decyzja świadczyła o tym, że ekipa generała Jaruzelskiego śledzi wydarzenia w centrali imperium i przyjmuje je pozytywnie, z nadzieją, choć na pewno i z konieczną ostrożnością. Polityczne klimaty bywają zmienne i z tego, że coś się dobrze zaczyna, nie wynika, jak się skończy.

Pieriestrojka Gorbaczowa w miarę jej postępów budziła rosnące zaniepokojenie nomenklatury sowieckiej, a także kierownictw krajów satelickich. Rósł lęk o stabilność komunistycznego świata i strach przed zaraźliwym tchnieniem odwilży idącej tym razem od Wielkiego Brata. Wyjątkiem była polska ekipa stanu wojennego i osobiście generał Jaruzelski.

[srodtytul]Zapomniana rocznica[/srodtytul]

Ich pozytywny stosunek do tego, co zaczął Gorbaczow, potwierdzili także świadkowie tamtego czasu. "Postrzegaliśmy Jaruzelskiego jako osobę bliską Gorbaczowowi, osobę, której Gorbaczow ufał" – mówił John Davis w końcu lat 80. ambasador USA w Polsce, podczas głośnej i znakomitej konferencji, która odbyła się w Miedzeszynie z okazji dziesiątej rocznicy 1989 roku. Potwierdzali to inni uczestnicy spotkania, także ze strony rosyjskiej: Wadim Zagładin, Gieorgij Szachnazarow, ludzie wysokiej nomenklatury doskonale zorientowani w ówczesnej rzeczywistości. – Nowe idące ze Wschodu – mówił Władimir Woronkow w roku 1989, radca ambasady ZSRR w Warszawie – znakomicie wyczuło polskie kierownictwo, co z kolei miało wpływ na to, że między Gorbaczowem a Jaruzelskim już na samym początku ich kontaktów ukształtowały się szczere, pełne zaufania, po prostu przyjacielskie stosunki. Trzeba przyznać, że Jaruzelski miał możność oddziaływania na Gorbaczowa w nie mniejszym stopniu niż Gorbaczow na niego. Gorbaczow postrzegał często generała jako jedynego spośród ówczesnych liderów państw Układu Warszawskiego, z którym ma wspólne poglądy – tłumaczył.

Przypominam o tym w tę zapomnianą rocznicę narodzin roku 1989 (bo dopiero wtedy wszystko ruszyło), słysząc i czytając, jak to opowiadacze historii wedle z góry powziętych lub z rozmysłem kłamliwych tez twierdzą, że Gorbaczow wręcz zmuszał Jaruzelskiego, by wreszcie zdobył się na ruszenie zmurszałego reżimu, który ukochał od młodości i rozpoczął pieriestrojkę u siebie.

Toczą się dyskusje, kto i w jakim procencie przyłożył rękę do upadku komunizmu. Tego się nie da rozstrzygnąć, ale nie ulega wątpliwości, że wśród nominowanych do głównej nagrody jest działająca zgodnie i wespół para Gorbaczow – Jaruzelski, choć oczywiście im nie aż o taki efekt chodziło, gdy ruszali z posad bryłę dużej części świata.

[i]Autor jest ekonomistą i publicystą. Był ministrem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego, doradzał także premierom Włodzimierzowi Cimoszewiczowi i Jerzemu Buzkowi[/i]

[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/03/17/waldemar-kuczynski-ruszyli-z-posad-bryle-swiata/" "target=_blank]Skomentuj[/link][/b]

Piętnastego marca minęło 20 lat od wyboru Michała Gorbaczowa na stanowisko prezydenta ZSRR. Ale nie ta data jest ważna, lecz wcześniejsza od niej o pięć lat, gdy po śmierci I sekretarza KPZR Konstantina Czernienki 11 marca 1985 roku jego następcą został wówczas prawie nieznany Michał Gorbaczow – 54-letni "młodzieniec" na tle wcześniejszych trzech gerontokratów kierujących Krajem Rad.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Publicystyka
Marius Dragomir: Wszyscy wrogowie Viktora Orbána
Publicystyka
Kazimierz Groblewski: Sztaby wyborcze przed dylematem, czy już spuszczać bomby na rywali
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Karol Nawrocki w Białym Domu. Niedźwiedzia przysługa Donalda Trumpa
analizy
Likwidacja „Niepodległej” była błędem. W Dzień Flagi improwizujemy
Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku